Znani w parafii

Urodził się 13 września 1933 r. w Rosenburgu k/Dobromila w województwie lwowskim. Była to mała miejscowość zróżnicowana etnicznie, zamieszkiwana przez Polaków, Ukraińców, Żydów i Austriaków. Ci ostatni byli założycielami wsi stąd nazwa Rozenburg – Różany Gród. Tam spędził dzieciństwo. Mając sześć lat stał się świadkiem wydarzeń związanych z wybuchem wojny. Dodatkowym dramatem w życiu młodego chłopca była śmierć matki Józefy w 1943 roku.

W 1946 r. w wieku trzynastu lat Bolesław wraz z ojcem Janem, zniedołężniałą babcią Apolonią i czworgiem rodzeństwa jako wysiedleńcy przybyli do Przemyśla. Zamieszkali w kamienicy przy ulicy Mickiewicza. Tu rozpoczął etap edukacji. Uczęszczał do szkoły powszechnej i zawodowej a po zajęciach najchętniej przebywał z kolegami włócząc się ulicami miasta, na których rodził się nowy epizod jego życia – alkoholizm. Zaczął poznawać nowe życie pełne przygód i wolności. Szkoła przestała się liczyć. Zapracowany ojciec nie miał czasu na wychowywanie syna, babcia zaś nie miała na niego żadnego wpływu. Stawał się samodzielny i dorosły.

W 1951 r. podjął decyzję o wyjeździe z Przemyśla. Nie informując rodziny, mając trochę pieniędzy udał się do Krakowa w poszukiwaniu pracy. W tym czasie powstawała Nowa Huta. Zaciągnął się do budowy Kombinatu. Zarobione pieniądze przepijał. Po trzyletniej pracy w Nowej Hucie otrzymał powołanie do wojska. Trafił do piechoty morskiej w Dziwnowie (zachodniopomorskie).

Posiadając prawo jazdy został kierowcą kadry oficerskiej. Liczne wyjazdy, kontakty z nowymi ludźmi, dobre napiwki pogłębiały tylko problem alkoholowy. Coraz częściej zastanawiał się nad swoim życiem. Miał świadomość, że wymyka mu się ono spod kontroli. Chciał zerwać z nałogiem, ale kończyło się na obietnicach wobec samego siebie.

Po zakończeniu służby wojskowej wrócił do Przemyśla. W 1956 r. został zatrudniony w miejscowym PKS-ie. Nadużywanie alkoholu wiązało się z rychłą utratą pracy. Staczał się na margines życia społecznego. Szukał ratunku, wsparcia.

W 1960 r. ożenił się z Janiną z domu Marut. Postanowił zmienić środowisko, przeniósł się z Przemyśla do Świętego. Znalazł nową pracę w CPN-nie w Żurawicy, wybudował i wykończył dom. We wsi dał się poznać jako dobry i uczynny człowiek, jednak w dalszym ciągu nie mógł zerwać z nałogiem. Cierpiała na tym rodzina.

Był bezradny, gdy ośmioletnia córeczka zapytała go:

– Tato, dlaczego ty taki jesteś? Ze mnie się przez ciebie w szkole śmieją!

Nieporadnie odpowiedział:

– Wiem, że źle robię, ale nic na to nie mogę poradzić!

6 listopada 1970 roku, przed nawiedzeniem parafii przez Cudowny Obraz Jasnogórski odbywały się w kościele misje. Tak wspomina to wydarzenie Bolesław Hryń:

– Postanowiłem wziąć w nich udział, czując w sobie taką potrzebę i wiążąc z tym faktem dziwną, niewytłumaczalną nadzieję. Odbyłem generalną spowiedź, pełen emocji i obaw przed konfesjonałem; z którym lata nie miałem styczności, a następnie wziąłem udział w nabożeństwie przebłagalnym. Istotą nabożeństwa była skrucha i pokuta za grzech pijaństwa i wszystkie zgubne skutki z niego płynące. Słuchając kazania poświęconego alkoholizmowi, potraktowałem słowa kapłana bardzo osobiście, mając wrażenie, że skierowane są wyłącznie do mnie. Przedstawiony obraz nieszczęść i ludzkich tragedii spowodowanych wódką, poraził mnie. Jako czynny alkoholik identyfikowałem się z tym obrazem, czując się współwinny i odpowiedzialny. Jakaś wewnętrzna siła nakłaniała mnie do podejścia do ołtarza. Wstałem z klęczek i podszedłem. Kapłan widząc, że dzieje się coś niezwykłego, uspokoił mnie i namówił, abym złożył deklarację w Parafialnej Księdze Trzeźwości po zakończeniu nabożeństwa.

Pod datą 6 listopada 1970 r. widnieje notatka:
„W dniu 6 XI 1970 r. Panu Jezusowi utajonemu w Najświętszym Sakramencie i Jego Matce, która nawiedzi naszą Parafię w dniu 10.11.1970 r.
Przysięgam
całkowitą abstynencję napojów alkoholowych na całe życie.”
Hryń Bolesław
Święte

Dla wszystkich, którzy znali Bolesława Hrynia było to sprawą niezwykłą. Często przyjmowali jego deklarację trzeźwości z niedowierzaniem. Jak człowiek, który jeszcze wczoraj bez alkoholu nie wyobrażał sobie życia, mógł podjąć taką decyzję?!

On jednak zawierzył swój los Maryi. Zaufał Bogu. Wytrwał.! W dowód wdzięczności Matce Bożej w 10-tą rocznicę abstynencji wybudował kaplicę. Uroczystość jej poświęcenia celebrował ks. Stanisław Zarych.

Od 1982 r. rozpoczął swoje wędrówki do Częstochowy. Szczególnie wspomina tę pierwszą, kiedy zaczynała się rodzić „Solidarnościowa” Polska. Czując wsparcie boskie, pomimo trudności stwarzanych przez ówczesne władze, zmierzali do celu z pieśnią na ustach. Co roku przez 20 lat uczestniczył w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę, aby dziękować Czarnej Madonnie za łaski jakie otrzymał. Po wyjściu z nałogu zaangażował się aktywnie w działalność antyalkoholową. Współpracował z organizacjami niosącymi wsparcie uzależnionym, jeździł po kraju dając świadectwo walki i zwycięstwa nad własną słabością.

Dziś znamy Bolesława jako człowieka oddanego rodzinie i parafii, życzliwego i pomocnego, człowieka – który śmiało może popatrzeć każdemu w oczy.

Jan Muszak urodził się 24 sierpnia 1939 r. w Bruchnalu, 40 km od Lwowa w powiecie jaworowskim. Lata dzieciństwa zbiegły się z wydarzeniami II wojny światowej. 14 kwietnia 1945 r. wraz z matką i rodzeństwem (ojciec był na froncie), w wyniku walk polsko – ukraińskich i akcji przesiedleńczych przyjechali do Świętego. Rodzina utrzymywała się z pracy na roli.

Młody Jan od dzieciństwa wykazywał się zdolnościami plastycznymi, jednak obowiązek pomocy rodzicom odsuwał zamiłowanie na dalszy plan. Szkołę powszechną ukończył w Świętem. Chciał doskonalić wrodzony talent artystyczny. Edukację kontynuował w Jarosławskim Liceum Plastycznym. Brakowało jednak pieniędzy na potrzebne pomoce i narzędzia plastyczne. Rodzicom było coraz ciężej. Zrezygnował ze szkoły z powodów finansowych.

W październiku 1959 r. otrzymał powołanie do wojska. Jako dwudziestolatek trafił do Orzysza (nie mylić z jednostką karną), powiat Pisz-Ełk. Służba trwała 3 lata. Jak wspomina, w wojsku na nowo miał okazję rozwijać swój talent plastyczny (malowanie, pismo techniczne, dekorowanie pomieszczeń itp). Podczas służby wojskowej mógł również oddać się swej drugiej pasji – piłce nożnej. Miał okazję grać w lokalnej drużynie piłkarskiej.

Wielokrotnie został doceniony przez przełożonych licznymi nagrodami, awansem wojskowym, odznaką „Wzorowego żołnierza”, karnetami kinowymi, wycieczkami krajoznawczymi itp. Dużym wyróżnieniem było również znalezienie się w czwórce (na kilkuset rekrutów) do zaprzysiężenia sztandaru podczas przysięgi wojskowej. Jako dowódca Topo – Zwiad w swojej drużynie miał pięciu kleryków z Przemyśla, m.in. Winczurę, Zająca, z którymi za zgodą dowódcy jednostki – co nie było na porządku dziennym – mógł uczestniczyć w Roratach

Po zakończeniu służby powrócił do Świętego. Znalazł pracę w Zakładach Płyt Pilśniowych w Przemyślu, potem w Gromadzkiej Radzie w Sośnicy skąd przeniósł się do PKP w Żurawicy. Ze względu na prowadzenie gospodarki rolnej pracował na kolei w trybie turnusowym. Od 1995 roku jest emerytem.

Pan Jan angażował się również w życie kulturalne wsi. W latach 60 -tych działał przy Ochotniczej Straży Pożarnej w Świętem Zespół Teatru Amatorskiego, którego był aktorem. Występował m.in. w Halapaczu i Halapaczce, Moralności Pani Dulskiej, Karpackich Góralach, Krakowiakach i Góralach. W OSP pełnił również długoletnią służbę sekretarza i kronikarza. Dziś jest jej Honorowym Członkiem pełniącym w dalszym ciągu funkcję kronikarza. Do 36 roku życia był też piłkarzem miejscowej „Sanoczanki” Święte.

Jednak młodsze pokolenie zna Pana Jana Muszaka jako człowieka służącego parafii swoimi zdolnościami plastycznymi. Nie ma uroczystości parafialnych, których oprawa artystyczno – plastyczna nie zostałaby uświetniona prze niego (Prymicje, Wielkanoc, Boże Narodzenie, I Komunia Św.). Zawsze gotowy nieść bezinteresowną pomoc. To za jego sprawą zostały odnowione figury do noszenia podczas procesji, figurki szopki bożonarodzeniowej, Figura Bożego Grobu i Zmartwychwstania Pańskiego, obrazy i inne. Ostatnią z prac na potrzeby parafii było namalowanie scenerii Jerozolimy (do Bożego Grobu) i Betlejem (do szopki Bożego narodzenia) na 3 m płótnie.

Dziś trudno wymienić wszystkie zasługi i prace wykonane na rzecz parafii.

Santo Subito

Szczęśliwa godzina dla Polski wybiła
Ogłoszony Świętym – Papież Karol Wojtyła
Sprawiła to Pani Niebieska Królowa
Dając nam Świętego Papieża z Krakowa

Biją wszystkie dzwony Grodu Wawelskiego
Radują się serca Narodu Polskiego
Który szczere modły do Boga zanosi
I o liczne łaski przez Papieża prosi

Błagamy Cię Chryste, Zbawicielu Panie
Przez zasługi Jana Pawła daj Polsce Zmartwychwstanie
Żeby się z nałogów swoich obudziła
I swojej Królowej zawsze wierna była

Wyjechałeś od nas, my tutaj tęsknimy
Proś Boga za nami bardzo Cię prosimy
Ratuj naszą młodzież, także małe dzieci
Matka Boska zawsze niech przykładem świeci.

Ojcze Święty prosimy błogosław świat cały
Aby wszyscy ludzie w Boga uwierzyli,
Żeby nasza Polska przykładem świeciła,
Dopomóż nam Matko, by Ci wierną była.

***

Zaduma nad Polską

Lecą liście z drzewa co wyrosło wolne
Nad mogiłą śpiewa jakieś ptasze polne.
Nie było i nie ma Polsko dobra Tobie
Wszystko się zmieniło, a Twa dziatwa w grobie.

Sprzedane fabryki, spustoszałe sioła,
Płaczą głodne dzieci o pracę matka woła
Wyjeżdżają z kraju by zarobić forsy,
Pomóc nie ma komu, chyba rządzą obcy.

O biedna kraino! Gdyby Ci rodacy,
Którzy gdzieś pracują i giną wzięli się do pracy
I po garstce ziemi z Ojczyzny zabrali,
Jużby dłońmi swymi Polskę usypali.

***

Rok

Styczeń ma sanie w parę koni,

Jedzie przez pole i dzwoni i dzwoni.
Wdział miesiączek luty ostro kute buty,
Dziwowały mu się piejące koguty.
Marzec siadł przy drodze, czeka na wiosenkę
A deszczyk mu moczy zieloną sukienkę.
Na zielonej trawie pasie kwiecień pawie,
A złote słoneczko pomaga łaskawie.
A miesiączek maj to jest Boży graj,
Na fujarce gra od ucha,
aż sam Pan Bóg w niebie słucha.
Grajże, maju graj.
Czerwiec jak dobrodziej w wielkiej swej dobroci,
Obdaruje ludzi w złoty kwiat paproci.
Lipiec – pszczół kapelan czuwa nad ogrodem,
I za to dostaje kawał chleba z miodem.
Sierpień na dożynkach idzie raźno w tan,
Grajcie mu Oberka, dajcie piwa dzban.
Chodzi wrzesień po wrzosie, szuka grzybów po rosie,
A gdy rosa już zginie rwie orzechy w leszczynie.
Październik nie orze, nie szyje, nie pierze,
Za wszystko co otrzymał zanosi pacierze.
Listopad złocisty pisze śliczne listy,
I choć nikt nie prosi, wszystkim je zanosi.
Stary dobry grudzień biegnie tu co duchu
Niesie nam Jezuska w bielutkim kożuchu.

***

Piosenka o Wołyniu

Wołyniaku! Czemuś smutny?
Czemu smutna twoja twarz?
O Wołyniu ciągle marzysz,
Pewnie ty tam kogoś masz?!

Wojna z domu nas wygnała
Los nas rzucił między was
Ja tu śpiewać nie mam komu,
Tam Wołyński szumi las.

Wszak i u nas znajdziesz pracę,
nie dokuczy ci tu głód.
Są tu domy i pałace
Wszak i u nas dobry lud.

Chleba tutaj pod dostatkiem
Ale serce niby lód.
Wolę nędzę na Wołyniu,
Wolę na Wołyniu głód.

Chętnie, chętnie ja zostawię
Oj nie będę ja tu nie.
Chętnie w strony swe powrócę,
Gdzie się serce moje rwie.

Gdy powrócę ja na Wołyń
to w klasztorze złożę ślub.
tam mój ojciec, moja matka,
Tam i dla mnie będzie grób.

***

Dzień Pierwszej Komunii Św.

Kiedy wspomnisz choć raz w życiu
Ten dzień piękny, uroczysty,
Te ubranka i nastroje
Jaki byłeś piękny, czysty.

Czemu w życiu więcej razy
Nie powtórzy się ta chwila,
Która tak łagodzi rany,
Która smutny czas umila.

Chciałbym jeszcze choć raz w życiu
Być szczęśliwą jak to dziecię.
Nikt bogatszy i szczęśliwszy
Nie jest dziś na całym świecie.

Masz dziś Boga, Jego łaski
Cóż ci więcej w życiu trzeba.
Taką drogę wskazał Papież
I z nim chcemy iść do nieba.

Bądź uczciwy, szanuj starszych
Bądź dobry dla każdego.
Kochaj mamę i tatusia
Choć biednego lecz bliźniego.

Czy ci słońce świecić będzie
Czy ci niebo chmury zsyła,
Wspomnij, że bóg wszystko widzi
Proś – od Niego przyjdzie siła.

***

O żywocie Matyska

Żył Matysek chłop przed laty
Pan i bogacz gębą całą.
Szczęście lezie mu do chaty,
Matyskowi wszystko mało.

Krzywdzi drugich, w nędzę wpycha
Grosz jak w kleszczach w ręku ściska
Więc szeptają ludzie z cicha
Przyjdzie kryska na Matyska.

Raz dwie gąski biednej wdowy
Trochę mu zdeptały proso.
Matys wpada gąskom głowy
Jakby trawę ścina kosą.

Idzie żebrak a on z proga
Puszcza za nim czarne psiska.
Ej Matysku! Bój się Boga!
Przyjdzie kryska na Matyska!

Gorzej było. Owdowiała siostra jego z czworgiem dziatek,
W bracie jej nadzieja cała. Brat ma chatę i dostatek
Ale precz stąd! Precz dzieciska! Siostrę własną pędzi z domu
Przyjdzie kryska na Matyska!

Raz z jarmarku wrócił Matys pijaniusieńki.
W głowie kipi mu jak w garnku, nóg nie pewny ani ręki.
I tak idzie między stogi, choć iskrami fajka ciska.
Ej! Matysku! Bój się Boga! Przyjdzie kryska na Matyska!

O północy gwar, krzyk , wrzawa,
Jasność bije pośród sioła.
Nad Matyskiem łuna krwawa
W ogniu stajnia, dom, stodoła.

A gdzież Matys, na wsze strony
rozbiegają się ludziska
Patrzą ciągną – w pół spalony –
Przyszła kryska na Matyska!

Nikt go nie chciał wziąć do chaty
Więc złożono go przy progu,
I ten wczoraj Pan bogaty
Zmarł jak nędzarz na barłogu.

Pod darniną, pod zieloną
Nasz Matysek spoczął sobie.
Na pogrzebie nie dzwoniono
I nie płakał nikt na grobie.

Pod darniną, pod zieloną
Tam gdzie krzyż jodłowy błyska
Czyjąś ręką napisano:
„Przyszła kryska na Matyska!”

Urodziłem się 18 czerwca 1931 roku we wsi Morańce. Moimi rodzicami byli Matka Maria z domu Kołacz, a Ojciec Aleksander wiadomo Dubik. Matka prowadziła przy pomocy teściowej Rozalii Dubik, dom oraz gospodarstwo. Dziadek Michał powiedział Marysia to urodzony rolnik do prac i kierowania ludźmi. Ojciec zajmował się rzemiosłem oraz olejarnią, która produkowała oleje z lnu i konopi. Dzięki Ojcu gospodarstwo było wyposażone w najnowsze sprzęty rolnicze. Ja akurat byłem przez rodziców planowany na mechanika. Druga Wojna Światowa z weryfikowała całkowicie plany Ojca, który zginął z rąk Ukraińców 1943 roku. Wieś Morańce leży w pobliżu Krakowca, który był głównym ośrodkiem spotkań Polaków rozrzuconych po okolicznych wsiach. Krakowiec leży przy głównej trasie z Krakowa przez Radymno- Jaworów- Lwów. Wieś leży wydawałoby by się w bezpiecznej odległości od głównej trasy gdzie przewalały się w latach 1939 do 1945 w jedną i drugą stronę jednostki zbrojne różnej narodowości, właściwie to dzień i noc. Ukraińcy przy akceptacji Niemców rozpoczęli czystki szczególnie etniczne szczególnie Polaków. Krwawe porachunki, napady, pożary straszenie nas śmiercią przez Banderowców zmusili nas do ucieczki za rzekę San do Polski. Razem z Matką, z dwoma braćmi i siostrą musieliśmy wyjechać, a raczej uciekać do Polski. Zostawiliśmy wszystko Ukraińcom by zachować życie. Nowe miejsce to wieś Święte w woj. podkarpackim, obok Radymna. Matka dostała w zamian gospodarstwo po Ukraińcach. Zatrzymała sobie tylko pięć hektarów resztę oddała chętnym. Wieś zaludnili Polacy z różnych stron Polski. Jako młody chłopak włączyłem się w integrację ludności wsi, pomagałem Matce w polu. Skończyłem też 5-letnie Gimnazjum i Liceum w Przemyślu. Za zgodą Matki wyjechałem szukać lepszych warunków życia. Wyjechałem przez Wrocław do Poznania. Podjąłem pracę w Energopolu 7, który zajmował się budową dużych obiektów nie tylko w kraju. Do czasu przekwalifikowania się na zawód budowlańca i uzupełnieniu w tym kierunku wykształcenia pracowałem pod nadzorem. Potem prowadziłem budowy samodzielnie. Ożeniłem się, mam córkę i syna. W sumie przepracowałem 33 lata w Energopolu prowadząc budowy w różnych częściach Polski. Kontaktu z rodziną nie traciłem, starałem się pomóc Matce szczególnie w sprzęcie najnowszym by ulżyć ciężkiej pracy na roli. Wszystkie budynki zostały od nowa wybudowane wg potrzeb obecnych czasów. Matka szczęśliwie dożyła prawie sto lat. A ja puściłem korzenie w Poznaniu mam wszystko, co potrzebne do wygodnego życia, ale niestety lata uciekły.

Kilka słów komentarza, a może odpowiedź na pytanie: Co wpłynęło na moje postępowanie?
Co prawda wszystko zostało szczegółowo opisane w moich wspomnieniach, ale w tym fragmencie nie wszystko jest jasne.

Kochani każdy z Was mógłby napisać swoją historię przebytą do czasu osiedlenia się we wsi Święte. Dziś jest modne robienie przez Niemców wrzawy o wypędzeniu. My byliśmy straszeni, wypędzani, przesiedlani, niszczeni przez „Banderowców”, którzy w zasadzie nikomu nie darowali życia, tylko dlatego, że był Polakiem. Czystki etniczne znane nam są od wieków stosowane przez różne państwa. Pamiętamy, co się działo z Jugosławią i do dzisiaj nie ma tam spokoju. Wojny religijne i czystki są najbardziej krwawe. Dlatego każdy z nas ratował życie mniej dbając o majątek. Opisana ucieczka mojej rodziny była trzecią kolejną. Pierwsza w 1943 roku tragicznie zakończyła się, bo zginął mój ojciec, a mnie i bratu udało się szczęśliwie uciec. Po kilku dniach stryj Franek przyjechał nocą na rowerze i zabrał mnie z bratem Władkiem. Na rowerze nocą we trójkę po bezdrożach, ścieżkach pokonaliśmy około 30 km. Most na rzece San był naszym celem zbawiennym i tak po trudach dojechaliśmy.
W zasadzie bez szwanku, tylko moje pośladki od ramy mocno ucierpiały. Leczyłem je przez wiele dni kto tego nie doznał to nie wie co to za ból. Udana ucieczka w 1945 pozwoliła nam osiedlić się we wsi Święte. Zasiedlona wieś rodzinami z różnych okolic była wzajemnie nieufna – tego nauczyła nas pożoga wojenna, stąd często wynikały konflikty. Ale czas robił swoje, duża w tym zasługa młodzieży. Młodzież zaczęła się gromadzić wokół gry w piłkę nożna. Piłka nożna ma znaczne zasługi w integracji ludności wsi. Chodziłem do szkoły, pomagałem matce w pracach polowych i domowych, ale też miałem czas na ulubioną zabawę w piłkę nożną. Młodzież rozruszała wieś, grała mecze, tworzyła grupę artystyczną, chciała godnie mieszkać. Budowali ładne domki, remontowali, chcieli też mieć ładne ogrody, kwiaty trawniki – chwała im za to. W trakcie wakacji wyjeżdżałem do Katowic, Kluczborka. Widziałem, jak ludność miejscowa i przyjezdna zabiera się za produkcje różnych potrzebnych ludziom rzeczy, jak produkują naczynia z blachy (wiadra, konewki, miednice, wanny), a kobiety pudełka blaszane różnej wielkości do past
i kremów. Wsie czyste zadbane. Najbardziej byłem zaskoczony tym, że w sobotę na wsi młodzież – i nie tylko – zamiatała, myła chodniki, drogę, plewiła rowy, pobocza opiekowała się kwiatami. Dzisiaj to normalne, ale wówczas robiło to wrażenie.
Już wtenczas wiedziałem, ze wyjadę, bo co tu miałem szukać. Matka nie stawiała sprzeciwu.
– Po to uczyłeś się byś miał z tego korzyści, my sobie poradzimy, jest brat Władek.
Nie było to dla mnie łatwe – zostawiłem wszystkie miłości. Wyjechałem skromny, biedny, ale z dużym zapałem i wiarą, że musi się udać.
Udało się, chociaż trochę za późno, bo lata uciekły.