Mam nadzieje, ze podzielenie się ta wielka łaska , jaka otrzymałem za pośrednictwem Najświętszej Pani doda wiary, tym którzy za pomocą Nowenny pompejańskiej powierzają jej orędownictwo w sprawach często beznadziejnych. Dzięki wstawiennictwu Najświętszej Matki powróciłem do życia! Przez wiele lat żyłem, tak jakby Boga nie było, zwyczajowo mawiałem o sobie „wierzący-niepraktykujący” – bawiło mnie to. Moja mama odeszła od taty, kiedy miałem 9 lat – ja pozostałem z nim, to doświadczenie rzuciło wielki cień na moje relacje z kobietami. Wiodłem intensywne kawalerskie życie, kiedy „jakimś trafem” dowiedziałem się, że kobieta, którą dawno temu skrzywdziłem od dłuższego czasu jest w separacji z mężem. Jakaś siła porwała mi serce do nieba, na myśl o tym, że będę mógł odbudować to co zburzyłem! Okazało się jeszcze, że ma synka, który choruje na dziecięce porażenie mózgowe – damy radę, pomyślałem sobie – choć nie miałem bladego pojęcia co to dla mnie oznacza. Wiele mówiła, o tym iż żyje nadzieją, iż będziemy mogli w przyszłości zawrzeć sakramentalny związek małżeński. Powiedziała mi również, że złożyła wniosek w Sądzie Kościelnym o uznanie jej małżeństwa za nieważne. Miała bardzo trudne życie, podziwiałem ją za to, że wciąż ma w sobie optymizm. Byłem przekonany, że ma solidne podstawy, aby taki wniosek złożyć. Wspierałem ją, choć chyba wewnątrz nie byłem przekonany, czy to ma dla mnie jakiś sens – w końcu mój tata też myślał, że to na całe życie, a stało się inaczej…ale coś jednak we mnie zaczęło się zmieniać. Mijały lata oczekiwania, w tym czasie urodził się nam syn i nic… moja frustracja sięgała zenitu, widziałem jak jej na tym zależy i … odkryłem, że mi również zaczęło. Wiele osób mówiło nam, że mamy dać sobie z tym spokój, że to tylko papier i tyle – ale coś głęboko w sercu kazało mi trwać. To był czas kiedy Bóg bardzo mocno doświadczał mnie podczas uczestnictwa we Mszy Świętej. Jako żyjący w związku niesakramentalnym byłem wykluczony ze spożywania ciała Chrystusa – początkowo nie wzbudzało to we mnie żadnych emocji, później przyszedł czas, kiedy z zawiścią i zazdrością patrzyłem na tych , którzy mogą to czynić. Po tym czasie przyszedł czas pogodzenia się z tym faktem, że to ja jestem temu winien – kiedy to zrozumiałem, nastał czas dziękowania Bogu za tych, którzy żyją ewangelią i godni są jego święte ciało spożywać. Mijał jedenasty rok oczekiwania na dekret, który miał wydać Metropolitalny Sąd Kościelny – mawia się, że nadzieja umiera ostatnia. Jedenaście lat oczekiwania, kiedy w przypadku wielu osób trwało to jedynie dwa lub trzy lata – nie pamiętam, jak to się stało, że dowiedziałem się o sile Nowenny Pompejańskiej, że Matka Boża przy jej pomocy wyprasza nam ogromne łaski. Powiedziałem Maryi na głos, to co i tak wiedziała, że poprzez ten związek sakramentalny dokonać się może moje zbawienie, że gotów jestem na to, aby przed Panem Bogiem ślubować miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że będę z moją żona po kres moich dni. Odmawiałem cztery części różańca, z wiarą jakiej nigdy wcześniej w sobie nie miałem. Nie wyobrażam sobie, teraz z perspektywy czasu odmawiania Nowenny, bez rozważania tajemnicy światła, daje ona tyle nadziei. Na dwa dni przed zakończeniem części dziękczynnej otrzymaliśmy wiadomość, że jej poprzedni związek sakramentalny został uznany za nieważny!!! Dodam tylko, że sam dekret został wydany w grudniu, a ja kończyłem Nowennę w marcu.- trzy miesiące od wydania dekretu zajęło jego dostarczenie i zostało dokonane, kiedy kończyłem Nowennę. Te wszystkie lata Matka Przenajświętsza opiekowała się mną i poprzez wytrwałość przygotowywała mnie do roli męża i ojca, abym dbał i walczył o ten związek darowany przez Boga zawsze i wszędzie. Matka Przenajświętsza uratowała nam życie! Dziękuję Ci Matko Pompejańska za wszelkie łaski za twoje orędownictwo i troskę.
Już od dłuższego czasu noszę w sercu potrzebę podzielenia się tym, jak Matka Boża działa w moim życiu, które jest łaską. O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się jeszcze na studiach od znajomej siostry zakonnej. Minęło parę miesięcy i wtedy dopiero zaczęła się prawdziwa przygoda z tą modlitwą. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo Matka Boża mnie kocha. Pierwszą Nowennę odmówiłam na studiach w intencji znalezienia pracy dla mojego chłopaka. Dziś Grzegorz jest moim mężem, a prośba została wysłuchana. Mieszkałam wtedy w medycznym akademiku i nie miałam za dobrych warunków do modlitwy, dlatego często chodziłam do szpitalnej kaplicy i tam odmawiałam różaniec. Pewnej nocy w akademiku miałam sen, że przebywam w kaplicy, jest w niej jeszcze kilkanaście innych osób, kapłan na klęczniku i wszyscy odmawiamy różaniec. I wtedy postać diabła zaczęła mnie dusić i oplatać. Szatan chciał mnie wystraszyć, ale nie poddałam się i jeszcze gorliwiej odmawiałam różaniec. Dziś mój mąż ma dobrą, stałą pracę, a raczej służbę, za co dziękujemy Matce Bożej. Pod koniec studiów moje zdrowie zaczęło się psuć – ciągłe osłabienie, zawroty głowy, drętwienie kończyn. Dosłownie zasypiałam na siedząco. Lekarze stwierdzili bardzo wysokie miano przeciwciał boreliozy i zaczęła się półroczna kuracja antybiotykami. Łykałam kilka tabletek dziennie, chodziłam z wenflonem na zajęcia, schudłam 27 kilogramów, całe stypendium naukowe wydawałam na leki, ale poprawa nie następowała. Wtedy kolejny raz sięgnęłam po różaniec. Modliłam się o uzdrowienie z boreliozy. Na brzuch miałam już od dłuższego czasu, dziwną czerwoną plamę, którą lekarze uznali za rumień w przebiegu boreliozy. Mój narzeczony miał problemy z trądzikiem i przez przypadek (dziś wiem, że nic nie dzieje się przez przypadek) dostał się do dermatologa – od tak, bo ktoś inny zrezygnował. Przy okazji swojej wizyty opowiedział o mojej plamie. Doktor kazał mi przyjechać, bardzo przejął się moim stanem zdrowia, złapał się za głowę, gdy opowiadałam o ilości antybiotyków, które przyjęłam. Od razu pobrał mi głęboką biopsję i zaczęło się oczekiwanie na wynik. Jak się okazało, wycinek badał ten sam profesor, który oceniał Hostię w Sokółce. Po kilku tygodniach oczekiwania, okazało się że mam chłoniaka skóry, który rozwijał się we mnie latami. Od razu padło podejrzenie przerzutów do szpiku, bo po tylu latach utajenia było to najbardziej prawdopodobne. Znów chwyciłam za różaniec. Tym razem modliłam się o uzdrowienie z chłoniaka. W tym czasie przyjechała do nas znajoma siostra zakonna, która znała panią profesor onkolog i zaproponowała mi pomoc. Już w ciągu tygodnia leżałam na oddziale onkologii , miałam zrobione wszystkie badania , tomografię, PET i trepanobiopsję szpiku kostnego. W dzień, kiedy była odprawiona Msza Święta w Pompejach, pani profesor przyszła i oznajmiła, że o dziwo, chłoniak jest tylko w skórze i wystarczą same naświetlania, żeby się wycofał. Matka Boża kierowała mnie do wszystkich lekarzy, po prostu stawiała ich na mojej drodze jak anioły, a oni mnie prowadzili, za co jestem im ogromnie wdzięczna. To wszystko działo się w wakacje, przed naszym ślubem zaplanowanym na 6 września. Wydawało się że jest dobrze, lepiej być nie może, aż tu nagle po naszym ślubie, w listopadzie, półroczny siostrzeniec mojego męża zaczął tracić siły, nie podnosił główki, przestał ruszać rączkami. Lekarka genetyk od razu rzuciła podejrzenie o rdzeniowy zanik mięśni i diagnoza się potwierdziła. Ciężka postać SMA1- lekarze dawali Jerzemu kilka miesięcy życia. Wszystkim wokół świat się zawalił. Teściowa, babcia Jerzyka, zadzwoniła do mnie z płaczem, od razu powiedziałam jej o nowennie i wszyscy zabraliśmy się za jej odmawianie. Dziś Jerzy skończył dwa latka, żyje, mimo tego, że profesorowie nie dają mu żadnych szans. Jest radosny, przeżył sepsę i sam wyciągnął sobie rurkę do oddychania, pokazując, że potrafi oddychać i chce to robić sam. Jest w domu, ciągle pod opieką rodziców, wszyscy otoczyli go miłością. Tylko jeden Bóg wie, co będzie dalej, ale jedno jest pewne – Matka Boża ma go w swojej opiece. W grudniu zaszłam w ciąże i ogromna radość ogarnęła nasz dom. Lekarka Jerzyka zaproponowała mężowi i mi badania genetyczne w stronę rdzeniowego zaniku mięśni. Dodam, że co 40 osoba jest nosicielem tego zmutowanego genu. Okazało się, że mąż jest nosicielem, więc w sumie nie wiem dlaczego, chyba bardziej za namową lekarki i ja zrobiłam badanie. Ku ogromnemu zdziwieniu okazało się, że i ja jestem nosicielką zmutowanego genu!. Byłam wtedy w trzecim miesiącu ciąży. Ryzyko, że dziecko będzie chore, wynosiło 1:4. Świat nam się zawalił, płakałam codziennie, ale nie poddaliśmy się, od razu zaczęliśmy z mężem odmawiać Nowennę Pompejańską. Lekarka bez naszej zgody umówiła nas na amniopunkcję w Warszawie i bardzo się z tym spieszyła, żeby w razie czego zdążyć usunąć ciążę. Na wizycie powiedziałam jej, że wierzę w Boga, a nie w żadną amniopunkcję. Bardzo się zdenerwowała i kazała mi pisać rezygnację z leczenia. Przez całą ciążę odmawialiśmy z mężem Nowennę Pompejańską i modliliśmy się do Świętego Charbela. Brzuch nacierałam olejem Świętego Charbela, prosząc go o znak i wtedy Helenka kopnęła mnie sto razy. Wiedziałam, że będzie zdrowa. Matka Boża była z nami naprawdę. Odmawiając różaniec, często klękałam przy kanapie i pewnej nocy przyśniła mi się Matka Boża, która siedziała u nas właśnie na tej kanapie, w ręku trzymała szarą nić i była otoczona dziećmi. Bardzo nurtowało mnie pytanie, co to za nić, a wiedziałam, że nie był to różaniec. Po kilku dniach zastanawiania się wpisałam w wyszukiwarkę internetową „kolor nici genetycznej” i kazało się, że jest ona właśnie szara. Ciąża przebiegła prawidłowo, poród też i choć czekaliśmy kilka miesięcy na wyniki badań Helenki, to dziś wiemy, że jest całkowicie zdrowa i nie ma tego zmutowanego genu, na którego odziedziczenie miała 75% szans. Matka Boża jest z nami i Jej ingerencja uczyniła w naszym życiu kolejny cud. Dziś jestem w drugiej ciąży, Matce Bożej oddaję wszystko, co posiadam, także życie i zdrowie naszego nienarodzonego dzieciątka. Może piszę to wszystko chaotycznie, ale czuje, że powinnam ku pokrzepieniu serc dać świadectwo. Królowo Różańca Świętego módl się za nami.
Witam wszystkich. Długo zbierałam się w sobie, żeby napisać to świadectwo. W wyjątkowym punkcie mojego życia, przyszedł różaniec – gdy zorientowałam się, że „coś jest nie tak”. Był to czas kiedy blisko 12 lat żyłam bez Boga, bez nadziei, bez światła. W październiku 2012 r. zaczęłam odmawiać pierwsze 10-siątki różańca. Szybko zorientowałam się, że trzeba wytoczyć „cięższe działa” i szukając w Internecie jakiegoś ratunku natknęłam się na Nowennę Pompejańską – zaczęłam ją odmawiać w intencji swojego nawrócenia. W trakcie odmawiania tej nowenny stopniowo zaczęły spadać łuski z moich oczu, aż zorientowałam się – i to był prawdziwy wstrząs dla mnie – że jestem służką diabła bo tkwię w okultyzmie po uszy a nie miałam świadomości, moje sumienie było niemal martwe! Zaczęłam się modlić ze zdwojoną siłą i powiedziałam Maryi i Bogu, że gdy przyjdą czasy ostateczne to ja chcę stać w armii Boga a nie diabła, bo tylko w armii Boga jest zwycięstwo, i błagałam by Bóg wyciągnął mnie ze szponów zła. Walka toczyła się na całego – zły nie był zadowolony z obrotu zdarzeń, delikatnie mówiąc. Gdy zbliżały się Święta Bożego Narodzenia – dostałam 40 stopni gorączki, która trzymała mnie przez 5 dni. Mimo to odmawiałam NP. Gorączką ustąpiła dopiero po świętach, więc wiadomo czyja to była sprawka. Na mszy w Boże Narodzenie nie mogłam być, ale odmawiałam modlitwę NP dzielnie – walczyłam o wszystko, o nawrócenie, o życie… walczyłam o być albo nie być. Krok po kroku. Dzień po dniu…. i przyszedł moment w styczniu kiedy zły zastawił na mnie sidła w innej postaci, ale wtedy wówczas tego nie widziałam… wpadłam w nie… 10 dni zabrakło mi do ukończenia 1 nowenny. Mimo to Maryja wysłuchała mojego błagania. W styczniu/ lutym trafiłam „przypadkowo” na mszę św. akurat były rekolekcje – ksiądz głosił, a ja w sercu czułam jakby to sam Bóg do mnie mówił słowo po słowie przez usta tego kapłana – następnego dnia wyspowiadałam się. Pierwsza spowiedź od niemal 12 lat… łzy, skrucha i mocne postanowienie od dziś jestem na każdej mszy świętej niedzielnej!… ale pułapka szatańska wciąż nie była rozpoznana…. do czasu. Przygotowywałam się w listopadzie 2013 r. do spowiedzi generalnej. Już żyłam sakramentami i prosiłam Boga, by pokazał mi grzech którego absolutnie nie jestem świadoma. W nocy miałam sen, bardzo namacalny, bardzo autentyczny o szczegółach nie będę pisać – ale fakt jest taki, że pułapka diabła została zdemaskowana, koszmar który mi się śnił (a śniły mi się często i fizycznie byłam niegdyś atakowana) ten straszny sen odsłonił kolejną prawdę i dał mi światło dlaczego nie ukończyłam NP i co powinnam oddać Panu, z czym zerwać, co definitywnie zakończyć, odciąć – jak to się mówi – jednym cięciem. Z koszmaru wybudzałam się bardzo łagodnie z modlitwą „Zdrowaś Maryjo” na ustach. Mimo, że noc była bezksiężycowa w pokoju panowała światłość i błogi spokój – czułam namacalną obecność Matki Najświętszej, która stoi w pokoiku, w którym spałam. Do spowiedzi generalnej przystąpiłam następnego dnia, oddałam wszystko Bogu – nowa droga na dobre rozpoczęła się… Zły już nie mógł nic wskórać. Na nowo, każdego dnia mówiłam złemu NIE, a Bogu TAK – wszystko prostując, prostując ścieżki dla Pana. Dostałam mnóstwo łask…. wiele rekolekcji w świętych miejscach m.in. Sanktuarium w Myśliborzu, które stało się moją ostoją ciszy, modlitwy, spotkania z Żywym Bogiem. Pan stopniowo zapraszał mnie do poznawania Go. Kolejną wielką łaską była modlitwa uwolnienia – prezent od Maryi w I sobotę miesiąca (7.02.2015) – akurat w miesiąc po tym jak odprawiłam nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca w intencji Niepokalanego Serca Maryi. W ten sam dzień 7.02.2015 dostałam Matkę Najświętszą na Patronkę na moje dalsze życie!!! Nic nie dzieje się przypadkowo. Maryja doprowadziła mnie do Pana Jezusa i sama zadbała o to, że dziś stoję w Armii Boga, namacalnie, realnie – jestem zawierzona przez ręce Maryi Panu Jezusowi. Moja mama w pewnym czasie widząc z dnia na dzień gwałtowną przemianę – sama zaczęła chodzić do kościoła i spowiadać się. Dziś staram się stać na straży wiary w domu, czasami pouczam, pokazuję- nie jest łatwo, bo nie wszyscy w najbliższej mi rodzinie są wierzący… Ich Pan jeszcze nie odnalazł – ale zaczął ode mnie. Wszystko jest łaską Jego. Modlę się Słowem Bożym na drodze Lectio Divina i ukochaną Medytacją Ignacjańską – Św. Ignacego, prawie na co dzień. Pan dokonał wielkiej zmiany, która wciąż trwa. Pojechałam także do Medjugorje w 2015 r. – gdzie owocem pielgrzymki stało się, że modlę się za pewnego kapłana a dziś także za 4 dziecko (Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego). Mam pokój serca, wiem kto jest moim Panem. I ze wszystkich sił kroczę za Nim, z Maryją, która trzyma mnie za rękę… bo jest Moją Matką z którą nie rozstaję się ani na krok…
Także kochani w Panu – nie ma sytuacji beznadziejnych…. jakkolwiek by się Wam to wydawało.
Jak mawiał ks. Sopoćko „Kto ma ufność w miłosierdzie Boże, ten nie zginie, choćby wpadł w najgorsze grzechy”. Bogu niech będzie chwała po wszystkie czasy!
Moi mili! Ufajcie – wierzcie – i walczcie… „gwałtownicy zdobywają Królestwo Boże”
Z Bogiem, „który jest, który był i który przychodzi”!
Nowennę Pompejańską odmówiłem kilka razy, pierwszą Nowennę odmówiłem w intencji wyjaśnienia sytuacji w pracy, po kilku dniach wyjaśnia się sytuacja w mojej pracy. Minęło trochę czasu i byłem w Sanktuarium w Pompejach, akurat kiedy byłem w kościele odbywał się ślub tam. Po jakimś czasie postanowiłem odmówić Nowennę w intencji miłości, przyszłej żony. Aktualnie odmawiam, którąś z kolei Nowennę w tej intencji została mi ostatnia mała Nowenna. Obiecuję w słowach modlitwy: „Wszędzie głosić będę, jak dobrotliwie obeszłaś się ze mną”. „Aby niegodni, jak i ja, grzesznicy, z zaufaniem do Ciebie się udawali”. Choć nie otrzymałem jeszcze spełnienia mojej upragnionej prośby, to głęboko ufam i wierzę w cud. W tej intencji to jest moja ostatnia Nowenna, dlatego dziękuje za otrzymanie wiele łask za wstawiennictwem Ukochanej Mamy podczas tej modlitwy stałem się spokojniejszy, ufny Jezu oddaję się Tobie, troszcz się o mnie Ty. Choć zdaję sobie sprawę jaką walkę toczyłem ze złym, ile razy brakuje mi koncentracji na modlitwie, pojawiają się inne myśli, chwile zwątpienia. Polecam Różaniec to piękna modlitwa, zaufajcie Matce Bożej!
Witam od kilku dni zbieram się do napisania świadectwa i jakoś mi nie wychodzi, jakoś nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku. 5 lat temu zmarła na raka moja przyjaciółka. Na 2 tygodnie przed śmiercią napisała do mnie kilka smsów, ponieważ mówienie ją męczyło. Jeden z tych smsów kończył się słowami „módl się za mnie”. 2 tygodnie później Basia już nie żyła. Po niecałym roku ten sms przyszedł do mnie podłączając się pod inny sms, a po przeczytaniu ginął nie zapisując się w pamięci telefonu. I tak przez 4 lata sms z prośbą o modlitwę przychodził kilka razy do roku pomimo odmawianych przeze mnie modlitw , wiadomości dalej przychodziły (zastanawiające jest to, że Basia napisała kilka smsów, a przychodził tylko ten jeden). Dopiero 1,5 roku temu, kiedy dowiedziałam się o NP postanowiłam ją odmówić i ku mojemu zdziwieniu od kilku miesięcy nie przyszedł żaden sms. Więc stwierdzam, że ta modlitwa ma ogromną moc i Matka Boża pomaga duszom w czyśćcu cierpiącym.
I tak na koniec, Basiu, przyjaźń nie umiera nigdy, zawsze byłaś i będziesz moją przyjaciółką. Ty wiesz. Zawsze pamiętam o Tobie w modlitwie.
Witam. wahałem się nad odmawianiem nowenny za poczęte dziecko teraz już wiem że córkę. Odmawiać czy nie odmawiać ? Mój starszy syn (7lat) modlił się o siostrzyczkę od mniej więcej roku, więc c pomyślałem ze to wystarczy ze on się modli, skoro już poczęła wiec jego modlitwa mam moc. ogromną i wszystko będzie w Porządku, a poza tym standardowe myli jak przed 2 poprzednimi że nie dam rady że nie ma czasu i tak dalej….Modle się przynajmniej jedna tajemnicę dziennie tak mi zostało po pierwszej nowennie więc może wystarczy pomyślałem, jednak Matka Boża miała inny plan. Wieczorem położyłem się spać i miałem sen jak to przyszła do mnie siostra mojej babci Maria (żyła wtedy) i pokazała mi wątłe dzieciątko i powiedziała ze muszę odmawiać Nowennę pompejańską to będzie dobrze i będzie zdrowa oczywiście zacząłem nowennę już rano po tym śnie. Weronika urodziła się 21.08 cała i zdrowa wiem ze to dzięki nowennie i Matce Bożej i naszej . Jeśli chodzi o czas na nowennę to miałem i na Nowennę i na jeszcze przynajmniej jedną tajemnice dziennie dodatkowo i tak już mam , codzienna tajemnica . Byłem spokojny o każde badanie żony i Weroniki jak była w brzuszku. Jak się wahacie i nie wiecie czy warto czy będziecie mieć czas Matka Boża wam go zapewni a czy warto? tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak Tak tak tak tak tak tak tak tak tak tak …….i jeszcze z miliard razy TAK i tak w nieskończoność
Witam, chciałam się podzielić moją przygodą z NP… jest to historia trochę długa.. ale chciałam opisać wszystko od początku… Jak Bóg mnie doświadcza? Być może sprawdza moje intencje? To jest właśnie moje świadectwo… Zaczęło się.. spontanicznie? Można by tak powiedzieć.. choć skłaniam się obecnie do stwierdzenia, że to raczej modlitwa mojej mamy, natchnienie Ducha Św. i łaska samej Matki Bożej.. Mieszkam w Anglii.. Kilka miesięcy temu rozmawiałam z moją mamą przez telefon.. Powiedziała mi, że modli się za mną NP. A co to jest? Było moje pytanie. Wytłumaczyła mniej więcej.. Nie chciałam jednak wiedzieć co to jest za intencja. Po rozłączeniu.. coś nie dawało mi spokoju.. W mojej głowie była myśl.. „Módl się i ty..”, „Módl się Magda”.. To było tak niesamowicie natarczywe, że w nocy nie mogłam spać… ”Za co mam się modlić?” „Módl się za Imrana, aby nawrócił się na katolicyzm.. Aby uwierzył w Jedynego Boga”. Imran jest muzułmaninem. Jest osobą, którą pokochałam całym swoim sercem. W tym czasie między nami działo się źle. Bardzo źle. A on wybierał się na swoją pielgrzymkę do Mekki. „Nosiło” mnie przez cały ten wieczór. Oczywiście w tym samym czasie tysiąc myśli.. „Ja?? Różaniec? Przecież jednego różańca dziennie nie odmówię.. a 3?”„To nie możliwe, nie mam czasu”, itp. Muszę wspomnieć, że w tym czasie moja wiara nie była ugruntowana. Owszem wierzyłam, chodziłam co niedzielę na Mszę Św., przestrzegałam postów. No i można by powiedzieć.. że to wszystko… nawet do spowiedzi bardzo rzadko chodziłam… Kolejny dzień, albo dwa dni później jednak rozpoczęłam.. pod wpływem impulsu? Natchnieniem Ducha Św.? Przez pierwsze kilka dni nie wierzyłam sama sobie.. 3 różańce? Pestka! Uśmiech na twarzy, szczęście w sercu…To był pierwszy tydzień. Po tygodniu zaczęły się schody.. Rozpoczęło się kuszenie.. Pierwsze głosy.. że po co się modlę.. stracę przez to Imrana.. Faktycznie w tym czasie on przestał już w ogóle telefonować i się do mnie odzywać.. Ja non stop płakałam, cierpiałam.. nie potrafiłam sobie dać rady.. Ale powiedziałam sobie, że to że się modlę za niego to przecież nie jest dla mnie.. to jest dla Boga! On nie ma być dla mnie.. Poszłam do spowiedzi.. Tego dnia odmówiłam krótką modlitwę i zawierzyłam się Matce Bożej.. Po spowiedzi, w domu podczas odmawiania pokuty poczułam się bardzo źle.. i nagle coś ze mnie wypłynęło.. z moich ust.. ciemna, gęsta chmura ..nie umiem tego dokładnie opisać.. Później poczułam się tak lekko.. wyszedł ze mnie zły duch.. Niesamowite łaski sama otrzymałam podczas odmawiania tej Nowenny.. nawrócenia samej siebie i czystości.. (Choć przypuszczam, że to również zasługa modlitwy mojej mamy .. która jak się później dowiedziałam modliła się o uzdrowienie moich relacji z mężczyznami. Także i jej modlitwę Matka Boża wysłuchała i myślę nadal wysłuchuje) Zaczęłam codziennie rano i wieczorem się modlić.. zaczęłam czytać pismo święte… plus niesamowite łaski otrzymali moi przyjaciele.. 2 osoby straciły pracę.. pomodliłam się za nich 10-ką różańca.. kolejny dzień telefony o pracę.. w jednym przypadku kontrakt, w drugim powrót do starej firmy… Pojechałam na święta Wielkanocne do domu. Tam miałam niesamowity spokój. Rodzina u boku.. wszyscy rozmodleni… Po powrocie do Anglii pierwszej nocy pojawił się sam zły. Zaczęło się od dziwnych dźwięków w moim mieszkaniu. Jakby ktoś butelkę plastikową zgniatał. Później jakby ktoś wrzucał kostkę lodu do szklanki.. Zapadłam w lekki sen. Zobaczyłam przystojną twarz.. przystojną.. lecz oczy były złe.. Zmieniały swój kolor.. Był na mnie zły.. był ogromnie wściekły. W tym czasie ciało moje sparaliżowane, nie mogłam się ruszyć, otworzyć oczu, nie mogłam nic zrobić. Zaczęłam odmawiać różaniec. Wizja zniknęła. Całą noc się modliłam. Bałam się, byłam wręcz przerażona… nad ranem koszmary… Rano dostałam natchnienie, żeby zawierzyć się i pomodlić do Michała Archanioła. Mama wysłała mi egzorcyzm, który można samemu odmawiać… można było odczuć że w moim mieszkaniu „powietrze się zmieniło”. Od tej pory zły nie ustawał.. kusił, że jak przestanę się modlić, Imran do mnie wróci.. później miałam jeszcze jedną nocną wizję.. zaczęło się podobnie.. Paraliż całego ciała, wizja twarzy.. w tym wypadku wyglądał bardziej jak gremlin, z odstającymi uszami.. Wcześniej słyszałam jak ktoś wchodzi po klatce schodowej.. nie były to zwykłe kroki.. raczej jakby kopyta.. to coś stanęło przed moimi drzwiami i chciało je otworzyć… słyszałam dźwięk klucza.. Chciał coś do mnie powiedzieć.. głos był spowolniony, zły… nie chciałam słuchać.. Zaczęłam się modlić.. wizja ustała.. On mnie nienawidzi.. bardzo.. czułam to każdą cząstką swojego ciała. Nowennę zakończyłam.. ostatni dzień to z jednej strony ulga, że już… z drugiej przykrość.. że tak szybko. Imran powrócił ze swojej pielgrzymki.. Odezwał się.. starał się, żebyśmy byli znowu razem.. ja mu powiedziałam, że warunkiem jest czystość.. Zaakceptował, do niczego nie zmuszał. Wierzę, że po tych wszystkich moich przygodach i walce jaką musiałam stoczyć z samą sobą i ze złym, jeśli jest taka Boża wola to Imran otrzyma tą łaskę o którą się dla niego modliłam. Na uwierzenie, nawrócenie, na diametralną zmianę swego życia potrzeba wiele czasu.. Podczas jednej z ostatnich rozmów z Imranem.. sam zaczął rozmowę nt. religii.. jak to u nich jest.. Wspomniałam o Jezusie.. I usłyszałam coś co mnie zaskoczyło.. zszokowało.. z drugiej strony zadowoliło.. Powiedział, że Jezus Chrystus jest Bogiem. Droga przed nim długa.. ale myślę, że początek jest dobry.. Drugą NP odmówiłam za moją przyjaciółkę.. razem pracujemy.. miała ogromne problemy sama ze sobą – tata alkoholik, zdradzający mamę.. nie dowartościowanie, zaprzeczanie każdemu dobremu słowu które w jej stronę płynęło.. przekonanie, że nie jest wystarczająco dobra, jej związek z chłopakiem tragedia.. i na koniec wiadomość, ze czeka ją operacja.. Moja intencja.. „Uzdrowienie”.. Matka Boża i Bóg wybiorą co jest w tym momencie najważniejsze. Poczułam jedną rzecz tylko, że mam jej powiedzieć, że się za nią modlę. Nasz kontakt się popsuł. Prawie przestałyśmy ze sobą rozmawiać, mimo, że codziennie się widziałyśmy. Zły oczywiście motał. Ja nie mogłam się skupić na modlitwie.. często było to tylko po to byleby było.. Ostatnie dni odmawiania NP- usłyszałam jak przyjaciółka rozmawiała z naszymi koleżankami.. usłyszałam tylko, jak powiedziała.. że jej chłopak powiedział, że się zmieniła.. Zaczęłam jej się przyglądać… Nigdy tak radosnej i uśmiechniętej nie widziałam.. Zaczęłyśmy rozmawiać.. zaczęła ćwiczyć, schudła, pozytywnie otwarła się na świat i na ludzi.. Zaakceptowała siebie, taką jaką jest.. Dostała awans do biura.. gdzie na jej stanowisku u nas w pracy to wydawało się niemożliwe. A na końcu wisienka na torcie.. Ostatnio w rozmowie przyjaciółka przyznała mi się, że zaczęła się modlić… że chciałaby Pompejańską za rodziców, ale się trochę boi.. Niesamowite łaski Matka Boża jej „zafundowała”. Jestem Jej niesamowicie wdzięczna za Jej modlitwy i za to co uczyniła dla mojej przyjaciółki. Że i mnie przez to umacnia w mojej wierze. Obecnie kolejna nowenna za mojego brata i jego żonę, aby zaczęli korzystać z sakramentów świętych.. A i w międzyczasie znowu mnie zaczęło „nosić” abym zaczęła odmawiać nowennę za nasz związek z I. Przesada.. Szaleństwo… 6 różańców? Nie podołam. „Magda.. wy potrzebujecie tej modlitwy.. bo sami sobie nie poradzicie. Dasz radę! WALCZ!! WALCZ!!”Ach ten pozytywny głos w mojej głowie… wiele razy go słyszę.. wiele razy to on zaczyna modlitwę, bo ja sama nie mam siły… to on mnie podbudowuje i daje siłę… to on mnie umacnia i wspiera.. Zaczęłam i tą nowennę odmawiać.. Zły i tym razem uderza.. i nie w modlitwę za mojego brata.. ale we mnie i nasz związek z I. Było między nami dobrze… dawno nie byłam tak szczęśliwa.. no i oczywiście mój kontakt z I. momentalnie się urwał.. posprzeczaliśmy się o jedno słowo powiedziane za dużo.. a ja to odebrałam jako brak szacunku dla mnie i mojej osoby… Po raz kolejny słyszę brzydkie głosy pod swoim adresem.. i to, że jestem dziwką to jest jedno z lżejszych.. Nocna wizja złego znowu się pojawiła.. tym razem trochę sprowokowałam go sama.. po jednym takim wyzywaniu spytałam się na głos.. czy to wszystko co ma dla mnie? Bo mnie to nie rusza…no i przyszedł w nocy.. jak zawsze.. najpierw dziwne odgłosy.. później paraliż ciała, i na końcu wizja twarzy.. Tym razem wydawało mi się, że otworzyłam oczy i widziałam na pościeli łunę jakby od ognia i jego idącego w moim kierunku. Usiadł na moim łóżku.. ręce miałam jakby skrępowane.. zaczęłam się modlić i jedyne słowa które ze mnie wypłynęły.. to były „precz szatanie!”. Wizja zniknęła.. Obecnie za brata i jego żonę został niecały tydzień, za mnie i I. niecałe 2. Wierzę, że Matka Boża i w tym wypadku zadziała.. Na pewno po swojemu, na pewno zgodnie z wolą Bożą.. I na pewno jak najlepiej dla naszej czwórki… Nie wiem, czy jest nam pisane być razem z I. Może to tylko moje pobożne życzenie.. ale powiedziałam Bogu na początku odmawiania tej nowenny.. że ma być dobrze… cokolwiek ma to nie być.. czy ma to być nasze zerwanie czy nasza przyszłość razem… na pewno trudna przyszłość.. kto zna choć trochę islam na pewno wie o czym piszę.. Zdaję sobie sprawę, że moja historia brzmi niesamowicie.. Mogłabym ją opowiedzieć w skrócie i też pewnie byłoby dobrze.. Ale właśnie powyższe doświadczenia ukształtowały i kształtują moją wiarę, kształtują mnie, moje serce.. I nie buntuję się.. bo skoro coś takiego się dzieje, to na pewno taka wola Boża jest.. Często się zastanawiam, czy ja jestem normalna? Czy może mam jakieś problemy z psychiką? Tylko wcześniej nic takiego nie miało miejsca.. dopóki nie zaczęłam odmawiać NP. Czy tylko mi dzieją się takie rzeczy???I dlatego też chyba trochę zwlekałam z tym świadectwem, trochę z obawy, co powiedzą inni… Ale kiedy czytam te piękne świadectwa innych wiem, że muszę i ja.. Każdy dzień jest dla mnie walką.. walką samej z sobą, walką z tym czymś co mnie nawiedza.. ostatnie dni znowu codziennie płaczę, a i bywają takie dni, że walczę żeby wsiąść różaniec do ręki i się modlić.. I nie za mojego brata i jego żonę, bo to przychodzi mi raczej bez problemów.. Tylko właśnie za mnie i za I. za te potrzebne nam łaski i błogosławieństwa…W ramach podziękowania za otrzymane łaski, za modlitwy.. za to że Matka Boża pojawiła się w moim życiu i pokazała mi siebie, swoją dobroć, swoje serce i swoją litość… za to że przytuliła mnie do swojego serca… postanowiłam zgodnie z jej życzeniem każdą pierwszą sobotę miesiąca poświęcić Jej i Jej niepokalanemu sercu.. za grzechy moje i całego świata..Polecam bardzo… bo za tyle łask, które od niej otrzymujemy warto poświęcić Matce przynajmniej ten jeden dzień naszej skruchy i modlitwy.. chociaż to i tak mało… Naprawdę polecam tą Nowennę.. mimo całego doświadczenia.. pokochałam odmawiać różaniec.. wręcz nie wyobrażam sobie dnia bez tej pięknej modlitwy..
5 kwietnia 2016r. zaczął się dla mnie ciężki czas. Nie wiedziałam, że kiedyś będę tak cierpieć i gorzko płakać. Zostawił mnie chłopak, potem zaczęła się choroba, która niszczyła mnie od środka…Każdy dzień był męką. Najlepszym ratunkiem był sen, wtedy nie czułam tego okropnego bólu, który każdego dnia ciągnął mnie w dół. Nie mogłam sobie poradzić, sięgnęłam po różaniec i zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską o zdrowie. Jedną kończyłam, zaczynałam następną….Po kilku miesiącach leczenie powoli zaczęło przynosić efekty. Stanęłam na nogi, zaczęłam na nowo się otwierać…chciałam poznać kogoś kto mnie przytuli, kogoś z kim wreszcie będę mogła spędzić całe życie, kogoś kto zostanie w przyszłości moim mężem. Chciałam być wreszcie szczęśliwa. Odmawiałam Nowennę w intencji dobrego męża. Tak jak wcześniej jedną kończyłam i zaczynałam kolejną. 4 maja 2017r. zakończyłam Nowennę i stał się cud. 10 maja 2017r. poznałam Kamila. Oboje doświadczyliśmy ciężkich chwil w życiu, więc doskonale rozumieliśmy się. Najzabawniejsze było to, jak dowiedziałam się, że jest rannym ptaszkiem i pije koktajle Identycznie tak, jak ja! 20 maja 2017r. odbyło się nasze pierwsze spotkanie. Najpierw kino, potem juwenalia i pizza ze znajomymi. Czułam się, świetnie w jego towarzystwie, tak miło i spokojnie, jakbym go znała od dawna. Potem były kolejne randki i najwspanialsze pod słońcem niespodzianki. Jesteśmy ze sobą bardzo szczęśliwi, wreszcie doczekaliśmy się słońca, które pojawiło się w naszym życiu! Nie wierzyłam, ze kiedyś będę tak szczęśliwa. Koniec tego roku okazał się przełomem w moim życiu. 6 grudnia 2017r. Kamil oświadczył się. 20 maja 2018r. minie rok, odkąd jesteśmy razem. A we wrześniu bierzemy ślub! Spotkałam na mojej drodze cudownego mężczyznę, który jest całym moim życiem. Dziękuję bardzo Maryjo, ze wysłuchałaś moją modlitwę! Wiem, że moja druga połówka jest do Boga. Trwajcie w modlitwie!
Postanowiłam napisać swoje świadectwo. Odmówiłam już około 6 nowenn, wszystkie w intencji mojego związku. Ostatnio zaczęłam 7 w intencji znalezienia pracy, jednak przerwałam ją w 30 dniu :(. Nowenna ta dała mi dużo siły i pozwoliła przetrwać najtrudniejsze chwile w moim życiu. Zaczęłam ją odmawiać będąc w związku z moim pierwszym i jedynym chłopakiem. Nie wiedziałam jak powinna wyglądać zdrowa relacja dwojga ludzi, dlatego w nim trwała, chociaż byłam bardzo krzywdzona i nieszczęśliwa. Wszystkie nowenny odmawiałam w intencji przetrwania i umocnienia naszego związku – wszystko się sprawdzało, nie rozstawaliśmy się, bywały dobre momenty. Czułam się jednak nieszczęśliwa, spotykaliśmy się raz na miesiąc (odległość 300km), miał dla mnie czas na rozmowę tylko jadąc samochodem, nie miał ze mną żadnych planów (3lata związek), nie zabierał mnie na spacer czy gdziekolwiek (chciał tylko w domu siedzieć), mówił jak beznadziejna jestem, jaką mam małą wiedzę (dostałam się na doktorat w stanach), jak jestem gruba (jestem trenerem fitnessu), zawsze był na zawołanie swojej mamy. Dodatkowo mówił mi jak jego koleżanki są zdolne, piękne, wychodził z nimi do pubów, zabierał na zakupy, podwoził do domów, wspierał, za plecami próbował się umówić, wspierał, poświęcał im czas, wmawiając mi, że to ze mną jest coś nie tak! Przepłakałam niemal 3 lata, niemal dzień w dzień. Kochałam go i zrobiłabym dla niego wszystko, (pomogłam mu dostać się na medycynę, wspierałam jak mogłam kiedy jego ojciec pił do nieprzytomności i demolował mieszkanie) ale nie potrafiłam się od niego uwolnić! Nie widziałam, że mnie niszczy. Nie miałam już sił. W 6 Pompejance oddałam Bogu wszystko, rozstaliśmy się i to był cud. Zero łez, zero myśli, zostałam uwolniona od uczuć, emocji i byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Dziękuję za wszytko! Teraz chcę odmówić kolejną nowennę w intencji znalezienia wartościowego człowieka, z którym będę mogła śmiać się, a nie płakać i który mnie pokocha taką jaka jestem, a nie który widzi we mnie same wady.
Nasza kochana córka urodziła się trochę za wcześnie, ale ogólnie była zdrowa. Początkowe trudności przypisywaliśmy lekkiemu wcześniactwu. Gdy jednak skończyła trzeci miesiąc życia, widziałam, że coś jest nie tak – nie podnosiła główki w pozycji na brzuchu i była wiotka jak po urodzeniu. Pełni dobrych myśli zaczęliśmy rehabilitacje, która miała ją stymulować do postępów ruchowych. Niestety po sześciu miesiącach rehabilitacji nie było wielkich postępów. Zdecydowaliśmy się w desperacji na dodatkową – bardzo nieprzyjemną metodę neurorozwojową. Lekarze wciąż powtarzali jak mantrę: „Nie jest dobrze ale nie wiemy dlaczego”. Badania, szpitale, konsultacje i nic – żadnej odpowiedzi postępy marne. Przygotowywaliśmy się powoli na życie z dzieckiem niepełnosprawnym. Przepłakałam kilka długich nocy. Wiedziałam że ludzkimi siłami już nie poprawimy stanu córeczki. Wiec zdecydowałam się na nowennę. Szło jak po grudzie, czasem przysypiałam ze zmęczenia, ale udało mi się dotrwać do końca. Prosiłam Matkę o jedno – żeby nasza Jadzia chodziła. Wiemy, że rokowania były nie pewne – po długiej już rehabilitacji oceniono, że w najlepszym wypadku będzie mogła sama siedzieć. Oficjalnie orzeczono, że jest dzieckiem niepełnosprawnym… i ukochana Maryja przyszła z pomocą udręczonemu sercu ziemskiej mamy. Gdy córka miała 18 miesięcy zaczęła chodzić! To nie były pierwsze kroki, po prostu wstała z kolan i poszła! Teraz biega, skacze, tłucze rodzeństwo. Kto zna sytuacje – Lekarze, terapeuci, rodzina – nie ma wątpliwości, że Matka Boża i wielu świętych orędowników maczali palce w naszym cudzie. Dzięki Ci Boże i Matko Orędowniczko!
Kochani, chciałbym zaświadczyć o skuteczności Nowenny pompejańskiej, dzięki której moja chora córka zdała maturę w tym roku. Nowennę Pompejańską odmawiałem już 5 razy, za każdym razem w innej intencji. Ostatnią zakończyłem na początku tego roku (2018). Odmawiałem ją w intencji mojej 18-letniej córki, która miała przystąpić do egzaminu dojrzałości w maju. Córka od urodzenia jest chora, ma wadę serca, w wieku 3 lat pojawiły się zaburzenia neurologiczne (EPI). Zanim ją zdiagnozowaliśmy choroba ta uczyniła w jej mózgu prawdziwe spustoszenie. Nie byliśmy tego świadomi do momentu, kiedy nie poszła do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Pojawiły się bardzo poważne kłopoty w nauce oraz tzw. problemy społeczne (problem z zachowaniem). Podjęliśmy dramatyczną walkę z tymi przeciwnościami. Moja żona jest prawdziwą bohaterką, ponieważ przez 12 lat non-stop uczyła się z naszym dzieckiem prowadząc ją aż do egzaminu maturalnego. Zawierzyliśmy bardzo Bogu i Maryi. Ostatnią Nowennę odmówiłem w intencji zdania matury przez moją córkę. Efektem tego jest odebranie kilka dni temu świadectwa dojrzałości. Chwała Bogu Najwyższemu. Dziękuję Ci kochana Mateńko. Z Bogiem.
Oddajmy głos Pani Irenie: Po mszy świętej wracałam do domu. Wyjeżdżałam samochodem z bocznej ulicy na głównej było pusto żadnego samochodu. Nagle widzę w lusterku pędzącego tira wprost na mnie. Dodałam gazu troszkę odskoczyłam ten ułamek sekundy był decydujący on mnie zdążył wyprzedzić, a ja zdjęłam nogę z gazu. Byłam jak w amoku kierowca przepraszał mnie światłami awaryjnym. A pomyślałam co on robi? Całą drogę dziękowałam wstawiennictwu sw Anny i MARYI. Przyjechałam do domu cała drżąca na ciele dotarło do mnie że już mogło mnie nie być. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że to kierowca przepraszał mnie. On jechał za szybko!
W sobotę byłam na rekolekcjach przed Najświętszym Sakramentem i zapytałam Pana Jezusa czyje wstawiennictwo uratowało mi życie? Usłyszałam: „Bartolo Longo – on podziękował tobie za ofiarę która złożyłaś na relikwiarz w dn.26.07.18r.”
W niedziele po odpuście otwieram mejla – zaproszenie na instalacje relikwii w Parafii w Świętym. Zdjęcie relikwiarza. To nie jest przypadek. Planowaliśmy z mężem 26.08.18byc na Jasnej Górze. Zmiana planu – bardzo pragniemy być w tym dniu w Świętym. Jeżeli Boza Opatrznośc pozwoli to będziemy.
Wczoraj zaczęłam nowennę Pompejańską po raz pierwszy w życiu.
Zacznę może od opisania jak wyglądało moje dzieciństwo i dlaczego tak bardzo oddaliłem się od Boga.Wychowałem się w patologicznej rodzinie która zniszczył alkohol.Niestety obydwoje rodzice bardzo mocno nadużywali a w przypadku ojca trwa ten stan po dziś dzień.Na szczęście moja mama od wielu lat już jest trzeźwa jednak niestety też za dzieciaka mnie zaniedbała .Nie tylko mnie bo mam siostrę starszą o 14 miesięcy i prawie 6 lat starszego brata . Nie jest on biologicznym synem mojego ojca. Jego ojciec biologiczny uciekł za granicę kiedy dowiedział się że moja mama jest w ciąży. Nigdy nie był to dom w którym było miejsce dla Boga, na codzień panował tu raczej strach .Rękoczyny były na porządku dziennym i nie były to przepychanki. Wiadomo jak alkohol to i bieda. Zawsze w klasie to ja byłem ten najbardziej zaniedbany najgorzej ubrany. Zawsze narażony na drwiny a do domu w zasadzie bałem sie wracać . To co się działo w tym domu przechodzi ludzkie pojęcie i długo by tu opisywać , myślę że taki opis mniejwięcej rzuca światło jak to wyglądało.
W miarę jak dorastaliśmy i ja z bratem podrośliśmy pomału udało nam się przeciwstawić ojcu i wraz z tym ja zacząłem sobie pozwalać na dużo więcej. Byłem typowym urwisem bo w taki sposób odreagowywałem to wszystko. Wiecznie przestraszony zakładałem maskę twardziela i udawałem że jest inaczej. Robiłem wszystko by sie przypodobać kolegom i zdobyć akceptację a jak wiadomo to jest prosta droga do grzechu. W dodatku jako dziecko może 7-8 letnie padłem ofiarą molestowania seksualnego. Na ten temat nie chce sie jakoś specjalnie rozpisywac bo nie należy to do przyjemności dla mnie. Powiem tylko tyle że osobie za to odpowiedzialnej dawno już wybaczyłem bo podejżewam że też była ofiarą. Niestety jednak rozbudzenie seksualne w tak młodym wieku przyniosło katastrofalne skutki i do pewnego momentu zmarnowało moje życie. Byłem uzależniony od dziecka od masturbacji i od nieczystych myśli, potem doszła jeszcze z czasem pornografia która wcześniej nie była tak dostępna. To w jaki sposób pojmowałem miłość ma się nijak do tego jak faktycznie ona wygląda. Jako 13 latek w swoje urodziny przyszedłem do domu pijany do tego stopnia że prawie się utopiłem w wannie. Moja mama na szczęście wtedy mnie ogarnęła. Potem zdarzało się to coraz częśćiej i alkohol na stałe zagościł w moim życiu. Bardzo złe towarzystwo tylko to wszystko potęgowało. Z moim rodzeństwem nie było aż tyle problemu co ze mną . Moja mama non stop była wzywana do szkoły. Jakimś cudem zdawałem z klasy do klasy bo byłem zdolny tylko nie potrafiłem, nie chciałem a może poprostu nikt mi nie pokazał jak wykorzystać swój potencjał. Potem doszły niestety narkotyki. standardowo zaczęło się od marichuany i niewinnego popalania. z czasem zrobiłem sobie z tego źródło dochodów bo zwyczajnie nie było mnie stać na swój nałóg. Paliłem zawsze najwięcej w towarzystwie, zawsze było mi mało .Wtedy jeszcze zarzekałem się że nigdy nie sięgnę po nic mocniejszczego ale nie byłem świadomy jak grubo sie mylę. Wkońcu pokusiłem się na amfetaminę. Nie powiem że jakoś specjalnie mnie to wciągnęło , było to raczej okazjonalnę ćpanie ale z biegiem lat już ta częstotliwość się zwiększała i nawet nie zauważyłem kiedy stała się standardem. jako 22-3 latek to już spróbowałem wszystkiego co na ten okres było dostępne na rynku. w między czasie rzuciłem studia na które ledwo co sie dostałem , a był to naprawdę cód i chyba Boży palec. Przez przypadek zostałem wcześniej przyjęty do liceum bo w żadnej zawodówce nie było już miejsc i tam okazało się że jestem najlepszy w klasie z J.agielskiego. Zdałem nawet najlepiej mature w całej szkole bo była to pierwsza tak zwana nowa matura , która bazowała na czytaniu ze zrozumieniem a nie na samej wiedzy którą ja oczywiście miałem gdzieś. Niestety zmarnowałem wtedy swoją szansę bo oczywiście miałem inne priorytety w życiu i na studia nie było w nim zwyczajnie miejsca.Tak mijały lata a ja traciłem pracę za pracą bo w żadnej nie potrafiłem się utrzymać sprawiając kolejeny zawód w domu gdzie się nie przelewało a ja jeszcze generowałem długi. Byłem typowym darmozjadem. większość pieniędzy które zarabiałem poprostu maronotrawiłem na swoje nałogi. A zarabiałem głównie na handlu narkotykami, potem już większą ilość sam przećpałem niż zdołałem sprzedać. Praktycznie nie schodziłem z Fazy. po przebudzeniu się w nocy nawet musiałem zapalić. Byłem wiecznie znerwicowany i wszystkich brałem na krzyk . W domu nikt już specjalnie mnie nie umoralniał bo każdy sie mnie bał.Jak pomyślę jaki byłem cwany i jak potrafiłem wszystkich oszukiwać to aż mnie ciarki przechodzą. Zaliczyłem też pół roczny okres w holandii gdzie miałem zarobić na swoje długi i odmienić wszystko a pogrążyłem się tam jeszcze bardziej bo wiadomo co to państwo ma do zaoferowania. Po pół roku powrót praktycznie z niczym i kolejny zawód. kilka lat wegetacji i kolejna próba tym razem do Anglii. Tam jakieś przebłyski miałem bo wysyłałem nawet pieniądze mamie ale to tylko dlatego że miałem z czego. Oczywiście niczego tam sobie nie odmawiając.
Powrót do polski po 8 miesiącach. przepiłem i przećpałem wszystko w 2-3 tygodnie. wkońcu zostałem bez grosza przy duszy i wtedy nastąpił mały zwrot akcji. a może nie taki mały jak tak teraz o tym pomyślę. Odwiedził mnie znajomy który sie nawrócił i zaproponował mi żebym sie z nim do kościoła przeszedł. Ja zawsze twierdziłem że Bóg istnieje i nigdy nie negowałem tego. Nawet tak naprawdę miałem nadzieję że On jest.Modliłem się przez większośc życia bo tego akurat nauczyła mnie babcia.Często nawet w najgorszych stanach. Była to środa popielcowa . Zgodziłem sie i poszedłem z nim bo nie miałem co ze soba zrobić i byłem zdesperowany tak naprawdę . Wtedy ksiądz mówił że teraz zaczyna się post i tak jak Chrystusa 40 dni kusił diabeł tak nas teraz będzię kusił .Wystarczy że zrezygnujemy z czegoś na czas postu a sami się porzekonamy.
No i przekonałem się bo stwierdziłem że ten post przetrwam na trzeźwo i zaczęły sie dziwne rzeczy dziać.Telefony sie urywały ,miałem zaproszenia jedno za drugim, okazje się mnożyły. ja nie miałem pieniędzy a wszystko było jak na tacy i to dało mi do myślenia. Zacząłem się modlić o normalną pracę .Post przetrwałem prawie na trzeźwo, trzy razy zapaliłem marichuane ale i tak to był sukces na tamten czas. praca sie pojawiła . przepracowałem w niej kilka miesięcy czyli rekordowo jak dla mnie. Było tam strasznie głośno więc cały czas słuchałem na słuchawkach muzyki albo… pisma świętego. Znalazłem sobie na audiobooku i tak nieraz po 8 godzin się karmiłem słowem Bożym i naprawdę zachodziły we mnie zmiany. wtedy regularnie zacząłem chodzić do kościoła .przyszła okazja i niestety poszedłem na jakąś imprezę i poszło tam wszystko. nieprzytomnego w tragicznym stanie mnie do domu odprowadził znajomy. byłem zawiedziony ostro i morale mi spadły na samo dno. stopniowo wróciłem do wszystkiego co mnie wyniszczało a warto powiedzieć że zachowywałem wtedy długo czystość i chodziłem nawet do spowiedzi. spowiedzi były świętokradzkie bo zatajałem pewne fakty bądź umniejszałem ich wagę i częstotliwość . nie byłem wtedy tego świadomy niestety albo nie chciałem być.
tak to trwało trochę czasu i naprawdę balansowałem na krawędzi. Zacząłem chodzić na siłownie w pewnym momencie żeby wyładowywać się tam i to mi pomagało ograniczać nałogi. To był taki okres walki przeplatany lepszymi i gorszymi momentami. Wszystko to co zasiałem wcześniej przynosiło owoc . nie mogłem już w takim rozdwojeniu wytrzymać i niestety poszedłem zdecydowanie ale nie w tą stronę .Zacząłem znowu się zajmować dilerką. i to na większą skalę. przemycałem juz przez granicę . kilka takich rzutów wykończyło mnie nerwowo . Wógóle byłem wykończony tym trybem życia. Miałem juz paranoje takie że wszędzie widziałem policję. Cały czas się bałem ale oczywiście ostro stwarzałem inne pozory. Wkońcu problemy sie namnożyły. Do tego doszła niespełniona miłość. Zdrada przez najlepszego przyjaciela. Wbity nóż w plecy. Już miałem wtedy myśli samobójcze nawet i gdyby nie to że myślałem o mamie której by to złamało serce możliwe że poszedł bym z tymi myślami dalej. Wtedy Zacząłem pracować w miejscu w którym pracuje obecnie i to było kluczowe dla mnie wydarzenie w moim życiu.
Spotkałem na swojej Drodze Łukasza, czyli inaczej łysego 🙂 Gościa który przeszedł bardzo podobną drogę do mnie i się nawrócił.Obecnie ma 4 dzieci najstarsze juz po pierwszej Komunii świętej. on odrazu mnie rozegrał i widział więcej niż inni . Zaczął mi opowiadać o Bogu. Ja czułem niesamowita przepaść między nami. On jak mówił o tym Bogu to mu się oczy cieszyły dosłownie. Wcisnął mi kiedyś książkę o mordercy skazanym na dożywocie który sie nawrócił w więzieniu i został tam Bratem zakonnym za kratami. To tak jakby mi chciał powiedzieć że nawet dla takiego kogoś jak ja nie jest za późno.Pracowałóem obok niego więc całymi dniami w pracy gadaliśmy o Bogu, wierze itp. Wkońcu zaproponował mi żebym poszedł na kurs alfa. taki kurs dla świerzaków jak ja to nazywam.No i ja na odczepne powiedziałem że pójdę ,później mi było głupio nie pójść tam więc stwierdziłem że raz pójdę , zobaczę jak jest i wtedy mu powiem dlaczego nie chce tam chodzić. Poszło trochę inaczej bo zostałem tam i ukończyłem ten kurs . Dowiedziałem się sporo rzeczy ciekawych i za sprawą tego kursu trafiłem na mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie wewnętrznę. W trakcie jej się wyspowiadałem z całego życia.Nie ukrywałem nic , nie usprawiedliwiałem się, poprostu wszystko z siebie wyrzuciłem.Pokutą było odmawianie codziennie różańca. Pod koniec mszy kapłani nakładali ręce na głowy i się modlili. Sporo osób miało spoczynek w Duchu Świętym. Ja myślałem że też mnie to czeka ale kiedy przyszła na mnie kolei to nic sie nie wydarzyło Tak przynajmniej mi się wydawało.Prosiłem Boga żeby przedewszystkim zabrał odemnie nałogi.Dopiero po kilku dniach zorientowałem się że coś się zmieniło .Znikneła pokusa palenia nie czułem juz głodu z tym związanego i tak naprawde z każdym dniem byłem coraz bardziej zdumiony .mijał tak dzień za dniem ,tydzień za tygodniem zanim sobie zdałem sprawę że Bóg dał mi siłę i zabrał to świństwo odemnie.
Kluczowa walka rozgrywała się w pierwszym miesiącu w którym to odmawiałem swoja pokutę.Ja oczywiście nie byłem wcale przygotowany do modlitwy różańcowej bo nie miałem o tym zbytniego pojęcia.Instrukcję wynalazłem za pomocą internetu wraz z rozważaniami różańcowymi i tak jak na tamtem moment potrafiłem tak odmawiałem ten różaniec.Wyglądało to jakbym sie modlił do komputera bo zawsze z pomoca laptopa się to odbywało.Ciekawe rzeczy sie działy bo jako że komputer nie był sprawny w 100% nie zawsze działał internet. w którymś z pierwszych dni właśnie zaczął szwankować i zacząłem się denerwować że nie będę w stanie danego dnia odmówić tego różańca.O dziwo strona sie załadowała ,uznałem to za nic specjalnego ale kiedy sytuacja się powtórzyła na drugi dzień z niedowierzaniem uruchamiałem wszystkie możliwe strony bez skutecznie a ta jaedna z instrukcja modlenia sie i rozważaniami działała bez zarzutu.Musiałem zawołać do pokoju mamę i jej to pokazać żeby sie przekonać że to się dzieje faktycznie i że ze mną wszystko wpożądku.Dodatkową ciekawostką jest to że różańca fizycznie nie posiadałem.Modliłem się przy pomocy pięśći i zdrowaśki odmawiałem na kostkach których wkońcu mamy 10 .Nigdy nie podejżewałem że do tego mi kiedyś posłużą pięśći, zazwyczaj używało sie ich w innym celu.Któregoś dnia w pracy zaskoczył mnie Łukasz i wręczył mi różaniec z książeczką z rozważaniami tajemnic.Byłem miło zaskoczony i po powrocie do domu pochwaliłem się mamię na co ona odpowiedziała że cała niespodzianka teraz jest zepsuta.Nie rozumiąc o czym mowa dopytałam co ma na myśli i mama wyjaśniła że moja ciotka kupiła mi różaniec na zbliżające sie moje urodziny, w dodatku zapytała gdzie ja mam swój różaniec.Odpowiedziałem ze smiechem że przecież ja nigdy nie miałem różańca na co odpowiedziała mi że przecież dostałem na pierwszą komunie świętą, poszła do pokoju i wyciągneła z barku i wręczyła mi mój różaniec o którym zapomniałem dawno temu.Tak się złożyło że dzień wcześniej nie miałem żadnego a nagle miałem już trzy różańce.Był to dla mnie jasny sygnał że Bó chce żebym tą pokutę odmówił do końca i robił wszystko żeby mi to umożliwić .miesiąc minął a ja nie zrezygnowałem z różańca.
Zakończył się kurs Alhpa a ja umacniałem się w wierze.Z bandziora,oszusta i ćpuna stawałem się gorliwym katolikiem regularnie uczęśczającym do kościoła,modlącym się ,spełniającym dobre uczynki,czytającym Słowo Boże, dającym świadectwa nawrócenia i mówiącym ludziom o Bogu.Zmieniłem się nie do poznania i w moim życiu zapanował spokój co zauważyło moje otoczenie.Ludzie często się pytali skąd u mnie taka pogoda ducha i zupełnie inne nastawienie niż dotychczas.Wiele osób było ze mnie dumnych że tak się odmieniłem i gratulowali silnej woli na co zawsze odpowiadałem argumentem że ta zmiana wynika nie z mojej silnej woli lecz z łaski Bożej. Mijały kolejne miesięce a moje życie uporządkowało się do stponia w jakim nigdy nie było.Oczywiście stan ten nie był pozbawiony kryzysów mniejszych czy większych. Po prawie roku od rozpoczęcia kursu dopadł mnie największy kryzys.Dałem sobie wmówić że jestem zmęczony tym życiem i że muszę odpocząć od tego wszystkiego.Wiara podupadła a ja krok po kroku pogłębiałem swój kryzys i byłem na najlepszej drodze żeby wrócić do poprzedniego życia.To było tylko kwestią czasu.Wtedy Bóg się o mnie upomniał i nie zostawił mnie samego .Któregoś dnia odebrałem telefon z zapytaniem czy nie chciałbym zostać pomocnikiem przy kolejnej edycji kursu Alpa. Zgodziłem się bez namysłu.Wiedziałem że i tym razem nic nie dzieje sie bez przyczyny.W ten sposób mogłem przeżyć kurs alpha na nowo juz nie jako uczestnik. W trakcie całego kursu moja wiara była jak sinusoida i raz pnęła się w górę a raz spadała na dół z hukiem ale zawsze za sprawą spotkań Alphowych wychodziłem zbudowany i umocniony.Przez ten cały czas Bóg działał w moim życiu i dokonywał wielu rzeczy które nie sposób tutaj wymienić z osobna bo można by o tym napisać książkę .Myślę że około dwóch lat ostatnich to najlepszy okres w moim życiu i najbardziej płodny. Zastosowałem troche taki ekschibicjonizm ale generalnie chciałem żeby było to prawdziwe świadectwo. A Prawda Was wyzwoli 🙂 Także jestem ciężkim przypadkiem ale i dowodem na to że on jest . Dzisiaj trwam w trzeźwości i czystości w najdłuższym okresie rekordowym w moim życiu. Często nie mam siły sie modlić ani motywacji. Nie jestem też żadnym ekspertem różańcowym bo nie odmówiłem żadnej nowenny pompejańskiej. Jestem raczej dowodem na to że ten różaniec jest dla każdego .Chwała Panu
Jestem siostrą zakonną. Żyję i pracuję w kraju misyjnym. Czasem miałam trudności czasowe, żeby odmówić jedną część różańca dziennie… A dziś… odmawiam 4 To ogromna łaska dla mnie. Miałam bardzo ważną intencję i pojawiło się we mnie pragnienie, żeby odmawiać w tej intencji nowennę pompejańską. Słyszałam o tej nowennie, ale nie znałam szczegółów. Zaczęłam szukać. Znalazłam potrzebne informacje, ale przeraziłam się. Wiedziałam ile kosztuje mnie zdobycie 1 godz. dziennie na modlitwę Słowem Bożym i … nie wyobrażałam sobie, żeby stać mnie było zdobyć następne 1,5 godz. na różaniec. Po pierwszej nowennie, podczas której odmawiałam 3 części czułam się zaproszona do modlitwy 4 częściami różańca. Któregoś dnia wieczorem, niedawno, kiedy byłam bardzo zmęczona, a miałam do odmówienia 4 części różańca przede mną, byłam roztargniona i zmęczona. Myśli uciekały od rozważanych tajemnic do przeżywanych w tym dniu spraw, które nie były łatwe. Każda „Zdrowaśka’ wychodziła ciężko z moich ust i była twarda jak kamień… Zawahałam się. Zastanawiałam się czy taka ‘zmęczona’ modlitwa ma jakąś wartość. Przeprosiłam Boga za tą ubogą, roztargnioną modlitwę i prosiłam Maryję, by się ze mną modliła… Zobaczyłam wtedy oczami duszy taki wewnętrzny obraz: moje ‚zdrowaśki’ wylatywały z mojego serca jak pokrzywione, metalowe, niekiedy zardzewiałe strzały. Ich lot był również wykrzywiony, chaotyczny. To Maryja troszczyła się o właściwy kierunek. Kierowała te strzały w jednym kierunku. Te niedoskonałe modlitwy – strzały wpadały w otwarte serce Boga, tam zostawały przemienione w piękne, ślące, jakby złote strzały. Następnie widziałam oczami wyobraźni, że wylatywały z serca Boga i kierowały się w stronę serca człowieka, za którego się modlę. Trafiały w to serce. Zaczynała się dokonywać przemiana tego serca. Choć na zewnątrz nie widziałam żadnej zmiany i nie wiem, czy życie tego człowieka się zmienia, mam w sobie wewnętrzną głęboką pewność o tym, że żadna z tych moich lichych w moich oczach ‚zdrowasiek’ nie została zmarnowana. Że zaowocuje w momencie właściwym dla tej osoby. Nie moja to sprawa znać miejsce i czas owocowania tej modlitwy. Zrozumiałam, że owoce modlitwy zależą od woli Boga, ale też od mojej wiary i od wiary i wolności osoby, za którą się modlę. Myślę, że największy cud, jaki się w tej chwili dokonuje, to to, że przez tę modlitwę zmienia się moje własne serce, moje postawy, myślenie… No i … ‘ktoś’ zadbał o czas na 4 różańce dziennie. Czyż to nie piękne?
Trudno pisać o sprawach tych najważniejszych. Odejście moich dwóch synów od wiary i Kościoła było dla mnie i mojej żony czymś tak niespodziewanym, jak nic nigdy przedtem i na tyle druzgocącym, że długo nie mogliśmy się po tym pozbierać. Pewnego zimowego wieczoru w lutym tego roku gdy wróciliśmy ze spotkania towarzyskiego nasi dwaj synowie oświadczyli nam zgodnie, że oni nie są już ludźmi wierzącymi. Nasze zdziwienie mieszało się z przerażeniem, i niedowierzaniem. W tej jednej chwili zmieniło to nasze życie, naszą rodzinę niesamowicie.
Następne dni, tygodnie to był koszmar. Z ogromną rezygnacją myśleliśmy odtąd o naszym ponad 20-letnim ich wychowaniu. Po prostu rozpacz, przerażenie i łzy. Gorączkowo zacząłem się zastanawiać, gdzie i jak szukać ratunku. Po pewnym czasie coraz częściej zacząłem myśleć, że Pan Bóg nie oczekuje naszych łez tylko czegoś zupełnie innego. Modliłem się do Matki Bożej o jakiś znak, jak i gdzie szukać pomocy. Szukając już w tej chwili nie wiem czego dokładnie w Internecie, zwróciło moją uwagę sformułowanie nowenna nie do odparcia. Zacząłem czytać o tym i po kilku dniach podjąłem decyzję o tej modlitwie. Dodam, że zawsze przedtem myślałem o różańcu, że to modlitwa chyba nie dla mnie, że moja wiara nie jest wystarczająco dojrzała itp.
Pierwszą nowennę ukończyłem 27 kwietnia. Ukończyłem i cisza. Chłopcy kolejny raz przyjechali ze studiów, znowu nie poszli z nami do kościoła w niedzielę, znowu w rozmowach zapewniali, że to nie jest tak, że nie myślą o tym, że już mają to za sobą. Cóż z tego skoro dalej trwają w swojej niewierze. Po z początku burzliwej dyskusji odwiozłem ich do autobusu i pojechali do szkół. Po kilku dniach starszy syn zadzwonił do matki, aby mu załatwiła numer telefonu do księdza, który ich uczył religii w szkole średniej. Potem dowiedziałem się, że spotkał się z nim kilka razy, dał się namówić na wyjazd do Lednicy. Chyba po dwóch tygodniach przyjechał do domu. Było mu trudno zacząć, ale opowiedział, jak tam, gdzie studiuje, w wielkim mieście, było mu ciężko, źle, jak któregoś dnia poszedł na spacer, jakoś tak wstąpił do kościoła, jak, jak sam to określił, spotkał Pana Boga, jak następnie zaczął codziennie chodzić na Mszę świętą. Chciałem spytać, po co ta Lednica, tam to ma sens wtedy, gdy jest się sakramentalnie przygotowanym. Uprzedził mnie – pojechał przygotowany.
Jeszcze zanim to się odmieniło, zacząłem drugą nowennę – mam dwóch synów. Już ją ukończyłem. Jak będzie trzeba, pomodlę się kolejny raz. Matka Boża jest ze mną, jest z nami, nigdy w to nie wątpiłem. Jeszcze dokładnie nie wiem, dlaczego Bóg dopuścił coś takiego. Często myślę, że po to, abym ja się zmienił. Być może po coś jeszcze, nie wiem.
Nie jest łatwa ta nowenna, ale nic lepszego dla swoich dzieci nie mogłem zrobić. Jest jeszcze jeden problem: jak zrealizować swoją obietnicę zawartą w części dziękczynnej? Bogu dzięki, że jest Internet. Może w ten sposób wszystkim głosić będę…
Kiedy z dnia na dzień mój świat runął a mój mąż który był dla mnie najważniejszy w życiu odszedł umarłam na chwilę. Wiem jak to jest stracić wszystko w czym pokłada się nadzieję. Nie widzieć nic przed sobą, walić głową w mur a swoją wizję życia i świata, rodziny- rozpaczą, gniewem, siła ludzka próbować wyrwać i wrócić na drogę zgodna ze swoim obrazem. Tak trudno komuś kto ma zawsze rację oddać wszystko w ręce Boga, tak trudno pogodzić się z porażką, tak strasznie trudno stanąć twarzą w twarz że światem mowiąc- moje życie nie jest takie idealne… Pan pozwolił mi w swej wielkiej miłości upaść i poczuć brak sensu po to, żeby dowiedzieć się że bez niego nawet piękna bajka zmienić się może w koszmar a w życiu nic trwałego po nad Niego samego… Odmawiam druga już nowennę i to czego doświadczam ciągle jest nie do opisania… czuję sens, czuję radość, czuję że wszystko w rękach Boga i czuje- wiem że Bóg uzdrowienie moje małżeństwo ba wszystko stało się tylko i wyłącznie bo Pan nie był obojętny na to jak to wyglądało, chce dla nas czegoś więcej. Dzieją się cuda moi Drodzy, czasem dwa kroki w przód zły wyje że wściekłości, walczy, mąci, kusi… Jeszcze niedawno często wygrywał małe bitwy i były wrzaski, zarzuty, złość teraz jestem od tego wolna a ta wolność, pokora i cierpliwość, którą łaskawie zsyła na mnie Bóg za pośrednictwem MOJEJ KRÓLOWEJ przyciąga jak magnes mojego męża, rOzlewa się łaską na moje dzieci, zmienia nasz świat. Moc w słabości się rodzi, czas umacnia, już niedługo nasze małżeństwo rozpocznie nowa drogę głosząc wszystkim wkoło Jezusa, bo tylko on je mógł uratować. Najtrudniej prawdziwie zawierzyć ale modlitwa działa cuda.
Basia – Dostałam natychmiastową odpowiedź!
Również modlę się za Dusze Czyśćcowe ok. dwóch lat tyle ile N.P. To dzięki Nowennie i świadectwom przypomniałam sobie o Nich, a może nawet wogóle głębiej o Nich pomyślałam… Daję Im cały październik modlitwy pełnym różańcem oraz 100 wiecznych odpoczynków każdego dnia. Nie wybieram nikogo z rodziny i znajomych tylko Dusze, które najbardziej potrzebują pomocy. Proszę Je również o wstawiennictwo w moich trudnych sprawach. Jako niedowiarek kiedyś powiedziałam do męża i córki, że idę modlić się w samotności za Dusze ale nie wiem czy to coś naprawdę im pomaga…? Modląc się w ciemnym pokoju nagle zapaliło się światło i pomrugało kilka razy i zgasło. Dostałam więc natychmiastową odpowiedź! Nie mam żadnych wątpliwości, że te Dusze tego bardzo potrzebują. Już zresztą raz się, bardzo osobiście i wymownie przekonałam o tym kiedy modliłam się NP za Nie i przyszła do mnie w śnie Teściowa – ale o tym już kiedyś pisałam. Pamiętajmy o nich…
Od dłuższego czasu interesuję się muzyką organową. Wiąże się z tym również moja pasja – budowa i konstruowanie organów. Po ukończeniu średniej szkoły (rok 2013), zacząłem szukać pracy w tym zawodzie. Niestety bezskutecznie. Oferty były albo nierealne, albo nie było ich wcale. Wtedy podjąłem się zmówienia nowenny. Po 5 latach, moja prośba została wysłuchana za co jestem bardzo wdzięczny Królowej Różańca Świętego. Z doświadczenia wiem, że warto skrupulatnie notować każdy dzień nowenny oraz poprzedzić ją odpowiednimi przygotowaniami oraz zaplanować dni, potrzebne na tę modlitwę. Pan Bóg, stosownie do naszych potrzeb oraz na nasz pożytek, realizuje nasze prośby w odpowiednim czasie, gdy tylko przyczynią się do naszego zbawienia. Nowenna pompejańska, to modlitwa wymagająca cierpliwości!
Obiecałam sobie, że do końca 2018 roku napiszę swoje świadectwo pomocy którą uzyskałam od Maryi. Jest 1 styczeń 2019 roku kiedy to piszę. Rok temu o tej porze byłam przygnębiona, pewnie zalana łzami , po koszmarnym Sylwestrze…. uświadamiająca sobie coraz bardziej, że w mojej rodzinie jest problem i to ogromny. Jesteśmy normalną rodziną 2+2. Mamy bardzo dobrze uczącą się córkę i synka w przedszkolu , dom z coraz mniejszym już kredytem hipotecznym. Mąż po kilku latach intensywnej pracy w bankach, ze względu na likwidację banku zostaje bez pracy 4 lata temu. Postanawiamy, że ja wracam do pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego a on będzie przez jakąś chwilę wychowywał synka dopóki nie pójdzie do przedszkola, tym bardziej że mam wymagającą pracę dodatkowo obciążoną 1,5 godzinnymi dojazdami w jedną stronę. Ta chwila i planowane początkowo pół roku niebezpiecznie przedłużają się o rok, dwa. Nie chcę tu dokładnie opisywać spraw zawodowych założenia przez niego firmy którą tak naprawdę ja prowadzę, chęci łatwego zarobienia poprzez przelanie ostatnich pieniędzy na jakieś rynki walut, straceniu tych pieniędzy itd…. Problemy się piętrzą dodatkowo ja podejmuję kolejne studia podyplomowe, moja mama jest chora na nowotwór, po półtora roku szpitali, chemii mama zmarła (czasami sobie myślę, że gdybym wtedy znała tę Nowennę z pewnością odmówiłabym za mamy powrót do zdrowia). Ale wracając do meritum widzę że mąż ma problemy ze snem, wieczorne wyjazdy po piwka, zasypianie na kanapie w salonie albo w gabinecie itd….. w styczniu 2018 roku po kolejnym weekendzie z kolegami wsiada do samochodu, kradnąc mi pieniądze (bo był to już czas że nie miał dostępu do żadnego konta a swoje puste) wiem, że jedzie po piwo . Ostrzegam , że zadzwonię na policję z informacją , że samochód prowadzi osoba pod wpływem alkoholu. Myśli, że blefuję. Ja to robię, on ma 0,6 promila. 7 tyś kary, prawo jazdy na 3 lata.
A on popada już w ciągi 3- tygodniowe. Pomaga mi bardzo jego matka, odbierając syna z przedszkola, pomagając w firmie na ile czas i umiejętności jej pozwalają. Potrafi nie pić 2 tygodnie myśląc że się uda mu się na dłużej. Niestety nie, znów mały impuls Telefon od kolegi, święta zawsze znajdzie się okazja. Szukając pomocy natrafiam na Nowennę Pompejańską w internecie, dopiero za jakimś 3 razem udaje mi się w marcu- kwietniu odmówić całą w intencji podjęcia leczenia przez męża. Dokładnie 14 lipca w sobotę rano mąż decyduje się na terapię. Do prywatnego ośrodka oddalonego o około 200 km od naszego domu wiezie go mój brat. Pije wtedy od 3 tygodni, ja już nie mieszkam w domu praktycznie, są wakacje nocuję po koleżankach, u siostry, chcę chyba może to zabrzmi okrutnie ale żeby się zachl…….Jak teraz to piszę to łzy spływają mi po policzkach. Do ośrodka a najpierw na detoks jedzie mając ponad 6 promila alkoholu. Ja odzyskuję spokój, radość……. Całą noc z 14 na 15 lipca, jest to sobota nie śpię. We wtorek jadę z dziećmi na planowane wakacje na Mazury. odzyskuję radość życia. Po wielu rozmowach, zobaczeniu męża po miesiącu w ośrodku, po 9 tygodniach terapii odbieram go…… Jest różnie, czasami po jego zachowaniu wiem kiedy ma głody, często wypomina mi to prawo jazdy, założył nową firmę w listopadzie związaną z finansami, nie jest łatwo mu powrócić na rynek, ale ja wierzę że dzięki Maryi będzie coraz lepiej. W tym momencie moje dzieci na dole oglądają z mężem tv, ja piszę to świadectwo. Po drodze było mnóstwo bólu, sądy, adwokaci, policja. Założyłam sprawę o eksmisję długo można by pisać. Pamiętam jak czytałam świadectwa i jak one mi pomagały. Mam nadzieję, że i moje doda komuś otuchy, nadziei. Kochani trzeba zawierzyć Bogu. I nie ustępować w modlitwie. My jesteśmy rodziną wierzącą ale jak to często bywa niepraktykującą. Teraz to się zmieniło, niestety tylko we mnie. Mój mąż nie ma nic przeciw moim modlitwom, często odmawiam też nowennę rozwiązującą węzły, czy do Św. Józefa. Mam segregator z modlitwami też do Anioła Stróża , Św. Judy Tadeusza, Św. Rity. Jak widzi że mam różaniec w ręku mówi że nie przeszkadza odmawiaj sobie te swoje modlitwy, ja nie wierzę. Boli to i chciałabym żeby chodził ze mną do Kościoła, ale wszystko w swoim czasie. Kochani przede mną kolejne Nowenny. Już kilka razy podejmowałam próbę odmówienia za duszę mojej kochanej mamuni. Ostatnio 24.12.2018. Niestety wczoraj ze zmęczenia przerwałam i znów zacznę od początku. Moja rodzina potrzebuje jeszcze dużo pomocy bo sama sobie nie poradzi dlatego ja już nie będę nikogo zmieniała na siłę, walczyła, wykłócała się wolę tę energię spożytkować na MODLITWĘ. Kochani, wielbiciele Matki Bożej wierzcie, módlcie się i nie wątpcie. Ona zawsze pomaga. A ja napisze za rok o tej samej porze z kolejnymi świadectwami, bo ja z pewnością nie zrezygnuję z mojej przemiany i modlitwy.
O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałem się z jednego z forów internetowych. Świadectwa jakie wtedy przeczytałem na stronie Nowenny zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie. Tak się składało, że w tamtym okresie borykałem się z nadmiarem wolnego czasu i stwierdziłem, że warto by ten naddatek poświęcić na modlitwę. Koniec końców skończyło się na tym, że rozkład mojego dnia nie zmienił się, a części Różańca odmawiałem w nocy. Co do intencji, to patrząc na nią moim okiem można by powiedzieć, że nie została wysłuchana. Ale gdybym tak powiedział byłbym niesprawiedliwy. Zdarzyło się wiele innych mniejszych „cudeniek”. Poza tym moja intencja była bardzo szeroka, trudna i czasochłonna, więc kto wie, może trybiki w sprawie ruszyły i kręcą się, tyle że w ukryciu?
Nie można również zapominać o „efektach ubocznych” Nowenny. Wewnętrzny ład, spokój i inne, które skłoniły mnie do rozpoczęcia następnej Pompejańskiej. Ale zanim ta chęć dojrzała we mnie, minęło kilka miesięcy. Tym razem lepiej zorganizowałem swój czas. Z racji, że swoje sprawy na mieście załatwiam chodząc pieszo, lub jeżdżąc na rowerze, postanowiłem wykorzystać czas „podróży” na modlitwę. Intencja, w której się modliłem, przeszła bez echa, ale o dziwo nie czułem zawodu, nie myślałem że zmarnowałem swój cenny czas na bzdety. Poza tym podczas odmawiania Nowenny spadło na mnie wiele ciężkich ciosów, i nie wiem jakbym się po nich podniósł gdyby nie myśl, że mam tego dnia jeszcze trzy części Różańca do odmówienia.
Po zakończeniu mojej drugiej Nowenny Pompejańskiej, pogodziłem się z tym, że fajerwerki i wielkie cuda przydarzają się innym. Nie zrażony tym faktem, kilka tygodni po drugiej, rozpocząłem trzecią. Tym razem modliłem się, o pomoc w znalezieniu pracy. Podczas spacerów z Różańcem po mieście, w moim wielkim rozgarnięciu skojarzyłem sobie że w tutejszej katedrze w dni powszednie wystawiony jest Przenajświętszy Sakrament. Moje spacery stały się mniej urozmaicone, zacząłem wydeptywać ścieżkę z mojego domu do katedry.
Kiedy teraz patrzę na czas mojej trzeciej Nowenny, to widzę bardzo dokładnie, że pewne zdarzenia odbywały się w najwłaściwszym z możliwych czasie. Koniec końców, straciłem rachubę czasu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zakończyłem rozmowę z osobą, która zapraszała mnie na test kwalifikacyjny, i ujrzałem, że właśnie tego dnia był 54 dzień Nowenny. Po prostu myślałem, że zwariuję ze szczęścia. Oczywiście nie muszę dodawać, że test przeszedłem celująco, tak jak i rozmowę kwalifikacyjną, a od października zaczynam prace.
W między czasie miałem możliwość pielgrzymować na Jasną Górę, a po powrocie rozpocząłem czwartą Nowennę. Czy będzie piąta? Szkoda marnować swój cenny czas na nieodmawianie Nowenny Pompejańskiej. Cóż Ci dać mogę o Królowo pełna miłości?
Chwała Ojcu Synowi i Duchowi Świętemu. Jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
Z Panem Bogiem
Źródło Świadectw: www.pompejanska.rosemaria.pl
Świadectwa publikowane za zgodą administratora strony