Bp Jan Niemiec zadzwonił do mnie niedługo przed swoją śmiercią. Prosił, bym przekazał jego słowa jako testament wszystkim chrześcijanom

Wczoraj w szpitalu w Łańcucie zmarł biskup pomocniczy diecezji kamieniecko-podolskiej Jan Niemiec. Jako 34-letni ksiądz diecezji przemyskiej w 1992 roku zgłosił się na misje i wyjechał na Ukrainę. Był to pierwszy rok niepodległości tego kraju. Tam nie wyjeżdżali kapłani marzący o kościelnej karierze, ale ludzie ożywieni duchem wiary, który pozwalał im znosić największe trudności. W 2006 roku został mianowany biskupem pomocniczym w Kamieńcu Podolskim.

Nie ma innej drogi zbawienia niż poprzez Krzyż

Kilkanaście lat temu ciężko zachorował na polineuropatię, która spowodowała postępujący zanik mięśni i tkanki kostnej, a także ostrą osteoporozę, co wiązało się z olbrzymim bólem. Z tego powodu musiał zrezygnować z wielu dotychczasowych obowiązków, ale wówczas odkrył, że jego misją jest modlitwa i cierpienie wstawiennicze w intencji swojej diecezji.

Traktował swoje cierpienie jako krzyż. Często powtarzał, że nie ma innej drogi zbawienia niż poprzez Krzyż. Cytował słowa Jezusa:

Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien.

Nie oznacza to – jak podkreślał – żeby samemu szukać cierpienia. Nikt z nas nie uniknie jednak cierpienia, które Bóg dopuszcza w naszym życiu. Można je albo przyjąć, albo odrzucić. Albo przyjąć krzyż od Chrystusa, albo go odrzucić. Jeśli przyjmiemy, to nasze cierpienie może zamienić się w Chwalebny Krzyż Zmartwychwstałego Chrystusa. Nie ma chrześcijaństwa bez zgody na krzyż, który jest wyrazem najwyższej miłości Boga do człowieka.

Nie zamykajmy naszym bliźnim drogi do zbawienia

Biskup Jan Niemiec zatelefonował do mnie ciężko chory tuż przed zabraniem go do szpitala. Prosił, bym napisał i przekazał ludziom, że cierpienie ma wielki zbawczy sens. Dziś ludzie uciekają przed cierpieniem, tak jakby było to największe zło na świecie, a nie widzą w tym łaski danej przez Boga. Jaką mają pewność, że nie jest to krzyż, o którego niesieniu mówił Chrystus?

Dziwił się, że są katolicy, którzy mogą popierać prawo dopuszczające aborcję na dzieciach niepełnosprawnych. Mówił, że w takim razie nie zrozumieli oni nic z Ewangelii, nie pojęli tajemnicy krzyża, która stanowi centrum zbawienia. Kto twierdzi, że nie można ludzi narażać lub skazywać na cierpienia z powodu pojawienia się chorego dziecka, nie myśli jak prawdziwy chrześcijanin, ale prezentuje mentalność pogańską.

Pytał: jakie ktoś dał prawo człowiekowi, by zabierał bliźniemu możliwość otrzymania krzyża od Chrystusa? Jakie prawo ma katolik, by dopuszczać w ogóle samą możliwość odebrania komuś krzyża, który może stanowić dla tamtego jedyną drogę do zbawienia? Przecież kto nie bierze swego krzyża, nie jest godzien Chrystusa. A czy ktoś, kto nie dopuszcza, aby inny wziął swój krzyż, jest Go godzien?

Są tacy katolicy, którzy mówią, że takiego heroizmu można wymagać tylko od osób głęboko wierzących, ale nie od tych, którzy są daleko od Kościoła. Tacy ludzie mówią, że sami nigdy nie dokonaliby aborcji dziecka niepełnosprawnego, ale nie można zmuszać do tego matek, które znalazły się w takiej sytuacji. A czy ci ludzie mają pewność, że dzięki takiemu dopuszczonemu przez Boga cierpieniu dusze tych matek nie uszlachetnią się i nie zbliżą do Jezusa?

Alternatywa tutaj jest tylko jedna: grzech śmiertelny pociągający za sobą ryzyko wiecznego potępienia. Często dokonana aborcja zatwardza serce człowieka w taki sposób, że nie jest w stanie przyjąć późniejszych łask od Boga. Czy tacy ludzie nie rozumieją, że narażają innych na wieczne cierpienia w piekle tylko dlatego, że chcieli uniknąć cierpienia tu na ziemi?

Jak postąpiłby Chrystus na naszym miejscu? Czy popierałby istnienie prawa dopuszczającego zabijanie dzieci tylko dlatego, że są chore? Każdy, kto twierdzi, że Jezus zgodziłby się na takie prawo, winien jest bluźnierstwa. Każdy, kto zgadza się na istnienie takiego prawa, zaciąga winę wobec Boga.

„Miłość czysta rozumie te słowa, miłość cielesna nie pojmie ich nigdy”

Biskup zacytował mi jeszcze fragmenty z „Dzienniczka” Siostry Faustyny, podając do zanotowania konkretne numery jej zapisków. Były to słowa, jakie skierował do świętej mistyczki Jezus:

Córko Moja, wiedz o tym, że jeżeli ci daję odczuć i głębiej poznać Moje cierpienia, jest to łaska Moja; ale kiedy doznajesz zaćmienia umysłu, a cierpienia twoje są wielkie, wtenczas bierzesz żywy udział w Mojej męce i upodabniam cię zupełnie do siebie; twoją jest rzeczą poddawać się woli Mojej, więcej w tych właśnie chwilach aniżeli kiedykolwiek… (Dz. 1697)

Jedna jest cena, za którą się kupuje dusze – a tą jest cierpienie złączone z cierpieniem Moim na krzyżu. Miłość czysta rozumie te słowa, miłość cielesna nie pojmie ich nigdy. (Dz 324)

Jakie wobec tego mamy prawo odbierać drugiemu człowiekowi przyjęcie cierpienia, które może być ofiarowane w intencji zbawienia innych? Z „Dzienniczka” Siostry Faustyny wiemy, że poprzez przyjęcie Krzyża, który dał jej Chrystus, uratowała ona od wiecznej męki w piekle wiele dusz.

Święty Paweł z Liście do Kolosan pisał:

Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.

Kto ma pewność, że dopuszczając grzech aborcji, nie zamyka przed innymi możliwości cierpienia wstawienniczego, a tym samym uratowania wielu ludzi od wiecznego potępienia? Jeżeli ktoś ma taką pewność, to ma odwagę uważać się za mądrzejszego od samego Boga.

Testament biskupa dla wszystkich wierzących

Biskup Jan Niemiec wiedział, że takie argumenty nie trafią do ludzi niewierzących, ale kierował je do katolików. Według niego, stoimy teraz przed prawdziwym, a nie teoretycznym sprawdzianem, czy jesteśmy godni Chrystusa. Teraz nadszedł prawdziwy czas próby.

Biskup Jan bardzo mnie prosił, żebym to wszystko spisał. Pragnął, żeby przeczytało te słowa jak najwięcej katolików w Polsce i na Ukrainie.

Po rozmowie przesłał mi jeszcze SMS:

Wchodząc z dziękczynieniem świadomie i dobrowolnie w cierpienie z Miłości, wchodzimy w Obecność Misterium Pana Boga i Świętych. Dziękuję Wam Drogie Dzieci Boże. Błogosławię i pamiętam w modlitwie.

Niedługo potem odszedł z tego świata. Umarł tak, jak żył. Jak święty człowiek. Nie wiem, w jakiej intencji ofiarował swoje cierpienia przed śmiercią, ale domyślam się.

PS. Wielka prośba do wszystkich katolików w Polsce i na Ukrainie. Pokornie proszę, by wypełnić ostatnią wolę biskupa Jana Niemca i rozesłać ten tekst do wszystkich osób wierzących.

Autor
29 października 2020|